Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Szkoła życia

Szerokie kręgi społeczeństwa ogarnęła pewna brawura obyczajowa. Żeby to dostrzec, nie trzeba być socjologiem, wystarczy wyjść na ulicę. Bezpłatny dziennik „Metro” poinformował, że w Rzeszowie ukarano 500-złotowym mandatem księdza, który onanizował się w samochodzie przed tamtejszą Wyższą Szkołą Informatyki i Zarządzania. Nie wiemy, w jakiej intencji wykonywał tę czynność, w każdym razie na pytanie policjanta, jak często to robi, odpowiedział: „od czasu do czasu”.

Po takim zdarzeniu wiele osób z pewnością przychylniej spojrzy na księży. Od dawna podejrzewano, że ukrywają oni przed opinią publiczną jakieś swoje słabostki i obsesje. Jak widać, już przestali i obecnie niektórzy z nich oddają się tym obsesjom w miejscach publicznych, dzięki czemu życie Kościoła stało się bardziej transparentne i wszyscy możemy je obserwować.

Jak się okazuje, strach chodzić nie tylko po ulicach, ale nawet do szkoły. W tym samym numerze „Metra” czytamy, że kilku uczniom I klasy prywatnego Liceum Śródziemnomorskiego w Lublinie nauczycielka polskiego zadała wypracowanie pt. „Mogę nazwać kogoś chujem, ponieważ...”. Mieli je napisać za karę, gdyż słowem tym wcześniej nazwali jednego z pedagogów.

Przypadek ten pokazuje, że w niektórych naszych szkołach panuje nieograniczona wolność słowa nie tylko mówionego, ale i pisanego. Dzięki inicjatywie nauczycielki uczniowie dowiedzieli się, że wykształcony na modłę śródziemnomorską uczeń nie musi unikać słowa „chuj”, pod warunkiem że używa go ze zrozumieniem i wobec właściwych osób.

Polityka 24.2011 (2811) z dnia 05.06.2011; Felietony; s. 102
Reklama