Archiwum Polityki

Turborecenzja

Poruszony recenzją Andrzeja Horubały, pisarza, krytyka, producenta i reżysera telewizyjnego, postanowiłem przeprowadzić z nim coś w rodzaju rozmowy.

Daniel Passent: – Gratuluję recenzji książki profesora Zdzisława Krasnodębskiego „Większego cudu nie będzie” w tygodniku „Uważam Rze”. Więcej miodu pan nie miał?
Andrzej Horubała: – Czyżbym znalazł się w kłopotliwej sytuacji, wyszydzanej przez naszych oponentów, że sobie nawzajem recenzujemy książki, że nasładzamy się sami sobą i świadczymy reklamiarskie usługi?

Pozwoli pan, że to ja będę zadawał pytania. Kim dla pana jest Zdzisław Krasnodębski?
Najwybitniejszy polski socjolog średniego pokolenia. Fantastycznie wykształcony, oczytany w klasykach filozofii i obeznany z najnowszymi trendami socjologii i humanistyki, wyrasta zdecydowanie ponad swoich rówieśników – Pawła Śpiewaka i Ireneusza Krzemińskiego.

Jak pan ocenia jego „Demokrację peryferii”?
Kapitalna. Nie tylko potrafi włączyć się w debatę na temat megatrendów i dysputę filozoficzną tyczącą postnowoczesności, nie tylko zaskakując erudycją podejmuje polemikę z chwalcami rzekomo bezwyjątkowych historycznych praw, które prowadzą nasze społeczeństwo ku sekularyzacji i wymyciu z pierwiastków religijnych i patriotycznych, ale i będąc znamienitym obserwatorem życia politycznego w Niemczech dokonuje miażdżących dla polskiej klasy politycznej analiz brutalnej nieraz realizacji interesu narodowego przez Berlin.

Faktycznie – imponujące. Profesor nie ogranicza chyba swojej działalności do miażdżących analiz oraz do mycia pierwiastków?
Gdybyż na tym kończyły się aktywności profesora! Ale przecież Krasnodębski, niepomny na ostrzeżenia płynące ze „Zdrady klerków” i doświadczenia wielu swoich kolegów i mistrzów, angażuje się także w akcje bezpośrednie! Opuszczając bibliotekę, staje się obrońcą politycznych decyzji prezesa PiS, kreśli plany dla prezydenta Lecha Kaczyńskiego, wdaje się w publicystyczną szermierkę na łamach „Rzeczpospolitej”…

Marks i Sartre także angażowali się w akcje bezpośrednie. Czyżby profesor ich naśladował?
Staje się prawicowym celebrytą nieomal, swoim podpisem i osobą wspierając komitety wyborcze braci Kaczyńskich, a wizytami w telewizyjnych studiach czyniąc się częścią krajowego infotainmentu.

Czyżby z racji swoich przekonań profesor Krasnodębski był ignorowany przez media III RP?
„Mało nas, mało nas” i Krasnodębski nie wytrzymuje w sali wykładowej...

Może chodzi na niewłaściwe wykłady?
...i porzuca prace teoretyczne, by dymić w radiach, telewizjach, prasie.

Co pan dymi o „Upadku postępu” profesora Krasnodębskiego?
Wyśmienite! Fachowo rozbraja wielkie narracje modernizatorów, którzy wmawiają nam, że mechanizmy historii, skazujące nas na laicyzację, na konieczność wyludnienia świątyń i rezygnacji z wiary ojców, by wybudować trochę kilometrów autostrad, są nieuchronne.

Odkrycie zależności pomiędzy porzuceniem wiary ojców a budową autostrad to cenny wkład do myśli współczesnej. Profesor nie tylko dymi, ale także polemizuje i ściera się.
Polemizuje nie tylko z redaktorami „Europy” i piewcami „ciepłej wody w kranie”, ale i przywoływanymi przez nich autorytetami. Ściera się ze zwolennikami Maksa Webera, kwestionując tezy „Etyki protestanckiej i ducha kapitalizmu”, nie tylko przekazując nieprzystosowalność jego teorii do rzeczywistości turbokapitalizmu, ale i wskazując inne pozareligijne katalizatory ustrojowej i gospodarczej przemiany.

Krasnodębski starł Maksa Webera na proch?
Spór o modernizację, który stanowi motyw przewodni „Większego cudu”, skłania profesora nie ku efekciarskim fajerwerkom erystycznym, choć przecież i na tej płaszczyźnie mógłby zapewnić sobie przewagę, nie ku sentymentalnym odwołaniom kraszonym cytatami z poetów, lecz do dyskusji toczonych na łamach fachowych periodyków, do dysput socjologów i myślicieli zachodnich. Nie powoływanie się na testament Jana Pawła II, lecz komparastyka – zestawienie polskiego modelu duchowości i społecznej wrażliwości z postawami obywateli Stanów Zjednoczonych, lecz przywołanie prac José Casanovy o religii w sferze publicznej, stanowi o klasie przewodu Krasnodębskiego i jakości jego argumentów.

Profesor jest Casanovą socjologii?
Przedpolityczne i metapolityczne pole refleksji zagospodarowuje profesor po mistrzowsku i włada tu niepodzielnie, obalając mit naukowości i bezalternatywności wielkiego przedsięwzięcia modernizacyjnego, które autostrady i infrastrukturę chce łączyć z aborcją i wyuzdaniem.

Jeśli autostrady mają prowadzić do aborcji i wyuzdania, to może lepiej, że w Polsce ich budowa się nie przyjęła?
Takie to przewrotne nieraz radości przynosi czytelnikom profesor Krasnodębski, pokazując zacofanie postlewicowego liberalnego salonu pełnego apostołów nowej historycznej nieuchronności, którzy zamienili marksizm-leninizm na jakiś konglomerat sloterdijkowsko-giddenowski i udają alchemików, którzy posiedli tajemnicę dziejowej przemiany.

Pańska biegłość w pismach Jana Pawła II i Zdzisława Krasnodębskiego, a także pomniejszych myślicieli – Webera, Casanovy, Giddensa, Śpiewaka, Krzemińskiego i innych – budzi podziw. Tym bardziej że znajduje pan jeszcze czas na to, żeby być producentem telewizyjnym, reżyserem, pisarzem, eseistą, działaczem, a także ojcem ośmiorga dzieci. Profesor Krasnodębski jest dla pana wzorem? Czy w pracy mistrza można jeszcze cokolwiek udoskonalić?
Powinniśmy za wszelką cenę, pomimo wszelkich pokus, odciągać profesora od aktywności bieżącej, by zachowując dystans, pomagał zwyciężać w sprawach najważniejszych, by mógł ogarniać nasze starania bystrym spojrzeniem człowieka biblioteki, zdystansowanego, choć przecież zaangażowanego mędrca, odwołującego się do klasyków, wiecznych wartości, chłodnego rozumu.

Dał nam przykład Krasnodębski, jak zwyciężać mamy?
Widzę jego drobną postać ubraną jakby we wciąż za dużą marynarkę, postać klasycznego intelektualisty: łysego, ruchliwego, w okularkach, z grymasem ironii błąkającym się po ustach, jak realizuje odwieczny etos polskiego niepokornego inteligenta, który wychodzi na ulicę między ludzi, by zaświadczyć o swej trosce o dobro wspólne, o sprawy wyższe niż uniwersytecka kariera i akademickie spory.

W imieniu łysych czytelników dziękujemy za turborozmowę.
(Wszystkie odpowiedzi pochodzą z recenzji książki prof. Krasnodębskiego w „Uważam Rze” pióra Andrzeja Horubały).

Polityka 30.2011 (2817) z dnia 19.07.2011; Felietony; s. 96
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną