Kodeks wyborczy uchwalono w styczniu br. i było aż nadto czasu, by przed kampanią wyborczą przyjąć przewidziane w nim akty wykonawcze. Minister finansów miał m.in. przygotować rozporządzenie o wzorze publikowanego w Internecie rejestru wpłat obywateli na rzecz komitetów wyborczych. Rozporządzenia dotąd nie ma, bo jego projekt nie spodobał się ministrowi gospodarki, wicepremierowi Waldemarowi Pawlakowi.
Lider ludowców w pismach z 8 lipca i z 2 września br. zarzuca ministrowi Jackowi Rostowskiemu, że do rejestru, zamiast przewidzianej w kodeksie wyborczym informacji o „miejscowości zamieszkania”, wprowadził „miejsce zamieszkania”. Wielu potencjalnych darczyńców może się obawiać, że w Internecie pojawi się ich adres zamieszkania. Zresztą nawet „miejscowość zamieszkania”, kiedy ta jest mała, w połączeniu z imieniem i nazwiskiem też identyfikuje darczyńcę. Informacja o jego politycznych sympatiach staje się powszechna zarówno dla sąsiada, jak i pracodawcy. Ujawnianie preferencji politycznych jest zaś głęboką ingerencją w prywatność obywateli. Internetowy rejestr wpłat naruszać może zatem konstytucję, a na pewno – ustawę o ochronie danych osobowych.
Kampania niebawem osiągnie półmetek, a obu ministrom (z ewentualnym udziałem generalnego inspektora ochrony danych osobowych i przedstawiciela PKW) wciąż nie udało się uzgodnić treści rozporządzenia. Wpłaty na konta komitetów już płyną. Kodeks wyborczy nakazuje je ujawniać w Internecie w terminie 7 dni i niektóre komitety (m.in. PJN i śląskich autonomistów), domyślając się, jak taki rejestr powinien wyglądać – listy darczyńców publikują.