Archiwum Polityki

Wołowina wyborcza

Marine Le Pen, pretendentka do prezydentury francuskiej, straszy wyborców pełzającą islamizacją ubojni. To we Francji sprawa politycznie wybuchowa. Francuz lubi wiedzieć, skąd pochodzi mięso, jakie je, i jak zostało wyprodukowane. A nie lubi, by miało coś wspólnego z religią, której nie wyznaje. Mięsna afera wybuchła po emisji telewizyjnego filmu dokumentalnego. Podano w nim, że już cała wołowina sprzedawana w metropolii paryskiej pochodzi z uboju zgodnego z islamskim pojęciem czystości rytualnej, halal. To znaczy metodą podcięcia zwierzęciu gardła aż do wykrwawienia. Madame Le Pen to się bardzo nie podoba, ale nie dlatego, że broni praw zwierząt do godnego uboju, tylko dlatego że może to procentować wyborczo.

Do akcji musiał więc wkroczyć prezydent Sarkozy, bo on też liczy na głosy właśnie tych Francuzów. Udał się na główny hurtowy rynek Paryża Rungis i zapewniał, że Madame się głęboko myli: ledwo 2,5 proc. z 200 tys. ton wołowiny konsumowanej rocznie w stolicy pochodzi z muzułmańskiego uboju rytualnego (w całym kraju 14,4 proc.). Na dodatek od lipca ubojnie będą musiały mieć państwową licencję na halal i dowody popytu na mięso rytualnie czyste w nich produkowane. Do której wersji wyborca dał się przekonać, zobaczymy wkrótce.

Polityka 09.2012 (2848) z dnia 29.02.2012; Flesz. Świat; s. 10
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną