Syryjczycy wiedzieliby dużo mniej o swoim kraju, gdyby nie mała telewizja Syria al-Shaab, która popularnością dogoniła Al-Dżazirę. Działa od lipca ub.r. i ćwiczy absolutnie nowatorską formułę. Większość materiału filmowego kręcona jest przez amatorów telefonami komórkowymi i przesyłana do zagranicznej centrali stacji (której miejsce pozostaje tajemnicą) poprzez portale społecznościowe. Stacja ma stałych wideokorespondentów we wszystkich miastach i wielu miejscach, dokąd na pewno nie dotrą nieliczni dziennikarze. Zdobyli doświadczenie, nauczyli się kadrować i przede wszystkim – nie pokazywać twarzy uczestników protestów. Wcześniej tajna policja wykorzystywała te materiały przy przeczesywaniu terenu. A reżim wyrzucił samozwańczą telewizję z dwóch satelitów. Teraz amerykańskie pośrednictwo daje większe poczucie bezpieczeństwa. Stacja nie wprowadziła żadnej cenzury drastycznych treści. Niestety, z dnia na dzień ta drastyczność rośnie. Ale dobrze, że przynajmniej istnieje takie świadectwo.