Archiwum Polityki

Stan trybunału

Przewodniczący Klubu Parlamentarnego PO Rafał Grupiński zapowiedział złożenie wniosku o postawienie przed Trybunałem Stanu b. premiera Jarosława Kaczyńskiego i b. ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Premier Donald Tusk zachował się nad wyraz powściągliwie i wyraził nadzieję, że wniosek będzie dobrze umotywowany, czym uruchomił spekulacje, że Grupiński z Grzegorzem Schetyną przeciwko niemu intrygują. Panowie Kaczyński i Ziobro z zapowiedzi takich wniosków śmieją się od dawna (tym razem Ziobro oświadczył, że podda się wszelkim procedurom, ale powagi w tym nie było), choć rzecz do śmiechu nie jest. Tyle, że bywa systematycznie ośmieszana i to głównie przez autorów kolejnych wniosków.

Inicjatywa Grupińskiego nie jest pierwsza. Podobny wniosek napisał Ryszard Kalisz po zakończeniu prac komisji śledczej badającej okoliczności śmierci Barbary Blidy i tuż przed wyborami publicznie wzywał Platformę oraz premiera do poparcia wniosku. Żadnych podpisów – a dla uruchomienia sejmowej procedury trzeba ich 115 – jednak nie zbierano. I słusznie, wpisywanie śmierci Blidy w kampanię wyborczą z góry można było uznać za mało stosowne. Następny wniosek, już w tej kadencji Sejmu, zgłosił Janusz Palikot, który do składania podpisów publicznie wzywał, oczywiście głównie PO, ale nie zrobił nic, by je zebrać. SLD do wniosku Kalisza nie wrócił. Nic więc dziwnego, że zapowiedź Grupińskiego potraktowano jako wrzucenie tematu zastępczego, bo akurat spadają notowania PO.

Te podejrzenia są tym bardziej prawdopodobne, że przecież tak zwana komisja naciskowa, kierowana przez Andrzeja Czumę, uznała (wprawdzie głosem swego przewodniczącego, przy nawale zdań odrębnych), że za rządów PiS żadnych nacisków na wymiar sprawiedliwości nie było i Kaczyński z Ziobrą są w zasadzie w porządku. W sumie z trzech wniosków o TS dla tych samych osób nic konkretnego nie wynikło, oprócz takiej oto sytuacji propagandowej – rzucam wniosek, a wy go łapcie. I tak nie złapiecie, bo nie uda się zebrać większości 3/5 głosów, niezbędnej, by skutecznie zadecydować o przekazaniu sprawy Trybunałowi Stanu.

Rzecz jednak w tym, że merytorycznie wniosek Platformy jest interesujący i zupełnie dobrze udokumentowany. Posiłkuje się nie tylko ustaleniami komisji Kalisza, ale także właśnie komisji naciskowej, wyraźnie zlekceważonymi przez Czumę i zatupanymi przez jej członków wywodzących się z PiS. Wygląda na to, że mamy do czynienia z pierwszą poważną inicjatywą, pod którą bez kłopotów można by zebrać wymagane 115 podpisów. I jeśli opinie konstytucjonalistów byłyby pozytywne – a marszałek Sejmu musi poddać wniosek takiej ocenie – mógłby on wpłynąć do Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej, która zobowiązana by była rozpocząć pracę i przedstawić swoje ustalenia Sejmowi.

Wnioskowi PO mało kto wróży jednak powodzenie nie tylko dlatego, że w Sejmie zapewne zabraknie głosów do ostatecznej decyzji, ale głównie dlatego, że dziś wracanie do win IV RP bardzo wielu wydaje się jałowe i pachnie z daleka polityczną grą. Ponadto sam Trybunał Stanu nie ma żadnego społecznego poważania. Nosi piętno ciała z politycznego wyboru i praktycznie nie działa. Służy do politycznego straszenia na konferencjach prasowych, co zresztą też już się zużyło. Jeśli przypomnieć, że w kilkudziesięcioletniej historii (TS wprowadzono konstytucją marcową z 1921 r.) sądził cztery sprawy i tylko fragment jednej, tak zwanej afery alkoholowej, zakończył się w 1997 r. wyrokiem skazującym dwie osoby, spośród pięciu postawionych w stan oskarżenia, za czyny przypisane im w 1990 r., to rzeczywiście trudno uznać TS za instytucję dla państwa pożyteczną.

Z odpowiedzialnością konstytucyjną mamy więc kłopot, a gdy jej nie ma, władza czuje, że praktycznie wolno jej wszystko. Bo przecież nawet najwięksi przeciwnicy stawiania Kaczyńskiego i Ziobry przed Trybunałem Stanu muszą przyznać, że Barbara Blida nie żyje, że prokuraturze złamano kręgosłup i do dziś nie może dojść do siebie, że sprawy karne fabrykowano na odgórne polecenia, premier nadawał dodatkowe kompetencje ministrowi sprawiedliwości, niezgodnie z ustawą, na zamkniętych naradach w wąskim gronie. I co? I nic się nie stało? Tylko Zbigniew Siemiątkowski został skazany przez sąd (nie podlegał osądowi przez TS) za zatrzymanie prezesa Orlenu, które pozwoliło wymienić władze wielkiej spółki zgodnie z wolą rządzących. Ponadto wszystko przez lata było w porządku?

Zamiast poważnej oceny naruszeń konstytucji i ustaw, co mógłby czynić TS, mamy protezy w postaci komisji śledczych, czyli niezawodnych producentów politycznych awantur, komisji nadzwyczajnych do badania działalności poprzedniego rządu, dziesiątki prowokowanych przez polityków śledztw umarzanych potem przez prokuraturę. Plus ideowy wytrych, że werdykt wydadzą, albo już wydali, wyborcy. Wszystko już jest polityką?

Polityka 12.2012 (2851) z dnia 21.03.2012; Komentarze; s. 7
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną