Archiwum Polityki

W Mali źle się dzieje

W Bamako, stolicy kraju, doszło do wojskowego puczu. To zaskoczenie, bo prezydent Amadou Toumani Toure, były spadochroniarz, dorobił się przydomka Żołnierz Demokracji. Szykował się do przekazania władzy cywilom po uczciwych wyborach planowanych na kwiecień. Sytuacja w ważnym strategicznie Mali zaostrzyła się wskutek upadku Kadafiego. Rebelianci z ludu Tuaregów, operujący na północy kraju, mogli się dozbroić w nowoczesną broń dzięki wojnie domowej w Libii. Wielu Tuaregów służyło w armii Kadafiego. Kryzys w Bamako chcą wykorzystać do odcięcia północy od reszty kraju. Prezydent Toure z rebelią sobie nie radził, co wywołało niezadowolenie w społeczeństwie i wojsku.

Pucz nie zyskał jednak masowego poparcia i może zakończyć się klęską jego uczestników. Prezydent zaraz po zamachu schronił się w jednej z lojalnych baz wojskowych. Unia Afrykańska zawiesiła prawa członkowskie Mali, a Bank Światowy wstrzymał kredyty. W stolicy i innych miastach nasila się chaos: zbuntowani żołnierze i cywile rabują sklepy, brakuje benzyny. Destabilizacja jest na rękę nie tylko Tuaregom, lecz i maghrebskim islamistom. Dlatego należy się spodziewać interwencji francuskiej, a może i amerykańskiej, gdyby konflikt w Mali się przedłużał.

Polityka 13.2012 (2852) z dnia 28.03.2012; Flesz. Świat; s. 11
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną