Archiwum Polityki

Tani biały domek

Zwariowany ostatnio wzrost cen mieszkań w tym roku ponoć zwolni. Gorączka na rynku nieruchomości lekko spadnie. Teraz warto kupować domy – doradzają pośrednicy.

Mieszkania w budowie trafiają do agencji nieruchomości już po kilku miesiącach od podpisania przez przyszłego właściciela umowy (przedwstępnej) z deweloperem. – Klient płacił 5 tys. zł za metr, a po niecałym roku sprzedał prawa do mieszkania po 8 tys. za metr. Początkowo zakładał, że poczeka ze sprzedażą dwa, trzy lata. Wzrost cen mieszkań w 2006 r. przeszedł jednak najśmielsze oczekiwania – mówi Katarzyna Cyprynowska z warszawskiej agencji Metrohouse SA.

Inwestowanie w mieszkania okazało się celnym strzałem: w ciągu jednego roku metr kwadratowy zdrożał w Krakowie, we Wrocławiu, w Trójmieście o 68–74 proc. (według serwisu tabelaofert.pl). W Warszawie mniej (średnio o połowę), ale stołeczne ceny były wyśrubowane już pod koniec 2005 r. Analitycy rynku zapowiadają jednak zgodnie: to się więcej nie powtórzy. – Wzrost cen nie powinien przekroczyć w 2007 r. 10 proc. – uważa Mariusz Sochacki, prezes Polskiej Agencji Badawczej Budownictwa.

Teraz Bukareszt

Mniejszym optymistą jest Leszek Michniak, szef agencji WGN (dawniej: Wrocławska Giełda Nieruchomości) z oddziałami w dużych miastach. Przewiduje, że ceny mieszkań pójdą w górę o 12–15 proc. Obecny rok przyniesie, jego zdaniem, lekki spadek popytu. Mniejsze mają być np. zakupy mieszkań dokonywane przez cudzoziemców, zwłaszcza przez międzynarodowe fundusze inwestycyjne. Zainteresowanie polskimi nieruchomościami słabnie. – Warszawa ustępuje miejsca inwestycjom w Bukareszcie i Sofii. Dla inwestorów zagranicznych staje się miastem ryzykownym, bo ceny rosną ponad miarę – twierdził w grudniu Adam Polanowski, prezes dużej spółki Polanowscy Nieruchomości. A przecież najwięcej inwestycji przypada zwykle na miasta stołeczne. W Europie Środkowo-Wschodniej kapitał spekulacyjny najbardziej upodobał sobie czeską Pragę.

Polityka 2.2007 (2587) z dnia 13.01.2007; Rynek; s. 44
Reklama