W czerwcu czeka nas 15 rocznica pierwszej sieci komórkowej. A niedawno, w listopadzie i grudniu, wydawnictwo Czarne zorganizowało obwoźną wystawę z okazji swego 10-lecia. Jednym z głównych eksponatów był toporny analogowy aparat telefoniczny Centertela – jedyny środek łączności ze światem używany niegdyś przez założycieli tej wiejskiej oficyny z górskiego Wołowca – Monikę Sznajderman i Andrzeja Stasiuka. Niesprzyjająca pogoda często zakłócała połączenia, czasem czyniąc je wręcz niemożliwymi.
Mniej więcej w tym samym czasie telefon komórkowy pojawił się w prozie samego Stasiuka. W powieści „Dziewięć” (1999 r.) w celu zapewnienia łączności w niecnych celach wręcza swoim podwładnym służbowe komórki mafijny boss. Książka została wydana w przeddzień komórkowego boomu, kiedy telefonami takimi posługiwali się tylko biznesmeni i przestępcy. Były postrzegane jako gadżet i oznaka statusu materialnego. „Kudłaty ostatnio używa wyłącznie telefonu komórkowego i jak do kogoś dzwoni, to tylko po to, żeby powiedzieć, że już musi kończyć, bo licznik bije” – pisał jedenaście lat temu w swojej powieści „Chłopaki nie płaczą” Krzysztof Varga – i jest to najstarszy znany mi przykład obecności tego gadżetu w polskiej literaturze.
Wysokie w latach 90. rachunki stały się także tematem piosenki „Telefon komórkowy” rockowo-rapowego zespołu 100% Bawełny (1998 r.) oraz wiersza „Między nami” napisanego w 1999 r. przez Michała Kaczyńskiego, który zasłynął potem jako współzałożyciel galerii Raster i rzutki marszand sztuki najnowszej. Z tego samego okresu pochodził wiersz Sławomira Matusza, u którego podmiot liryczny narzekał na bezdomność i jako jedyny swój adres podawał numer telefonu komórkowego.