Autyzm dotyka dzieci w pierwszych trzech latach życia, czterokrotnie częściej chłopców niż dziewczęta. Osoby autystyczne mają duże problemy z porozumiewaniem się z otoczeniem, co utrudnia lub uniemożliwia im samodzielne życie. Przed dziesięcioma laty w USA i w Wielkiej Brytanii na 10 tys. dzieci zdarzało się 4–6 przypadków autyzmu. Obecnie jest ich co najmniej 17, a jeśli uwzględnić szeroki zakres zaburzeń autystycznych, to liczba ta wzrośnie do blisko 60. Szacuje się, że w USA od 500 tys. do 1,5 mln osób jest dotkniętych autyzmem, w Polsce – co najmniej kilkanaście tysięcy.
Gdzie winowajca?
Szokujący wzrost przypadków autyzmu w ostatnich latach zaalarmował lekarzy i rodziców, którzy rozpaczliwie szukają jego przyczyn. Naukowcy nadal nie mają jasnej odpowiedzi. Uważa się, że za autyzm odpowiedzialnych jest wiele czynników genetycznych i środowiskowych, takich jak infekcje, zatrucia czy urazy, które zakłócają rozwój mózgu w życiu płodowym lub w niemowlęctwie.
Autyzm ma wyraźne podłoże dziedziczne i zdarza się wielokrotnie częściej w pewnych rodzinach niż średnio w populacji. Podejrzewa się zaburzoną ekspresję co najmniej 10 genów, które kontrolują podziały i wędrówkę komórek w mózgu. W celach badawczych tworzy się zwierzęce modele autyzmu. Np. usunięcie u embrionów myszy jednego z genów spowodowało nasilenie podziałów komórkowych i przerost populacji komórek w mózgu, przypominający sytuację w autyzmie. Zagadką pozostaje dysproporcja płci w występowaniu autyzmu. Klasyczna hipoteza sugeruje, że wynika to z niewyjaśnionego dotąd wpływu androgenów na rozwój mózgu w życiu płodowym i że autyzm jest ekstremalną wersją „męskiego mózgu”. Nowsza hipoteza Davida Skuse z Instytutu Zdrowia Dziecka w Londynie zakłada, że większe predyspozycje chłopców do autyzmu oraz ich niższa inteligencja społeczna mają źródło w imprintingu, czyli rodzicielskim znakowaniu „genu społeczności”, który zlokalizowany jest w chromosomie X i przekazuje się potomstwu tylko przez ojców.