Archiwum Polityki

Konta do kontroli

Premier zapowiedział urealnienie lustracji majątkowej funkcjonariuszy publicznych m.in. poprzez objęcie nią nowych kategorii osób i ich małżonków nawet wówczas, gdy w małżeństwie istnieje rozdzielność majątkowa. Wszystkie oświadczenia mają być dostępne publicznie, co pozwoli uruchomić realne mechanizmy kontroli społecznej, a pochodzenie posiadanego majątku ma być ujawnione, co w intencji rządu ma pomóc w wyłapaniu tych, którzy dorobili się w sposób niezgodny z prawem. Pomysł byłby niezły, gdyby była szansa, że procedura – jak choćby w Skandynawii – zostanie potraktowana poważnie, czyli że kompetentne urzędy profesjonalnie przeanalizują uzyskane dane i wyciągną z nich racjonalne wnioski. Obserwując przebieg lustracji agentów trudno w to jednak uwierzyć. W atmosferze stworzonej przez lustracyjną histerię bardziej prawdopodobne jest, że dzika lub półdzika lustracja majątków zajmie wkrótce miejsce wypalającej się lustracji agenturalnej. Tak jak dwa lata temu prawie wszyscy krytycy obozu lustracyjnego byli „agentami” lub „podejrzanymi o agenturalność”, choć dziś trudno w „ubekistanie” znaleźć tuzin znanych szerszej publiczności prawdziwych agentów, tak pewnie za pół roku wszyscy lub prawie wszyscy poddani lustracji, a niewygodni rządowi, będą „oszustami”, „kombinatorami” i „łapówkarzami”, albo przynajmniej poważnie podejrzanymi, zaś za dwa czy trzy lata okaże się, że jednak zarzuty stawiano pochopnie i nie dało się nikomu niczego udowodnić. Zostanie głównie niesmak, powszechna nieufność i kolejna fala ludzi poniżonych, znieważonych i moralnie obolałych na skutek zapalczywości mediów i niefrasobliwości państwa. Bo znowu niestety nic nie wskazuje, by państwo chciało nas przed takim destrukcyjnym scenariuszem uchronić, na przykład przewidując szczególnie surowe karanie tych wszystkich, którzy korzystając z danych lustracyjnych będą rzucali fałszywe oskarżenia.

Polityka 4.2007 (2589) z dnia 27.01.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 17
Reklama