Archiwum Polityki

Południe – Północ

Druga pełnometrażowa fabuła Łukasza Karwowskiego „Południe – Północ” (po udanym poetyckim debiucie „Listopad” sprzed 14 lat) przynosi gorzką niespodziankę. Jest to melodramatyczna ballada opowiedziana w konwencji kina drogi, która wygląda jak rozciągnięta, naprędce sklecona etiuda studencka albo kino offowe, oceniane zwykle za dobre intencje autorów. Karwowski zarabia na życie kręceniem wysokobudżetowych reklam, zaś Agnieszka Grochowska i Borys Szyc grający w jego filmie główne role są wybitnie utalentowanymi gwiazdami młodego pokolenia polskich aktorów. Porażka „Południe – Północ” wynika być może stąd, że nie mają oni co grać. Scenariusz, napisany specjalnie pod tę właśnie parę, rozłazi się w szwach, pełno w nim naiwności i językowej nieporadności, co owocuje niezamierzoną śmiesznością wielu scen, jak choćby tej z udziałem Stanisławy Celińskiej, wygłaszającej w towarzystwie łaciatych krów peany na temat polskiej prowincji. Dziecinny wydaje się już sam punkt wyjścia: śmiertelnie chory zakonnik opuszcza na własne życzenie klasztor, bo chce ujrzeć morze, nad którym jeszcze nie był. Niestety, równie infantylne jest rozwinięcie. Bohater zaprzyjaźnia się z młodą prostytutką. I tych dwoje obciążonych poczuciem winy outsiderów, przemierzając polnymi drogami uroczą, pięknie fotografowaną krainę porosłą mchami, sosnami i wiosennym kwieciem, zakochuje się w sobie. Dodać należy, że w kluczowych dla rozwoju akcji momentach spotykają zawsze tego samego faceta (Robert Więckiewicz), udającego kierowcę ciężarówki, zbrodniarza-sadystę lub dla odmiany alkoholika. Zafascynowany walką Erosa z Tanatosem reżyser filmu chciał zapewne pokazać, jak wrażliwym jest artystą i że nieobce są mu pytania na temat sensu życia.

Polityka 4.2007 (2589) z dnia 27.01.2007; Kultura; s. 54
Reklama