Archiwum Polityki

Kod

Młodym historykom i publicystom piszącym dzisiaj książki o czasach PRL polecam pozornie zgoła niezwiązaną z ich zainteresowaniami lekturę. Są to „Akta Trybunału rewolucyjnego” opracowane i przypisami opatrzone przez Gerarda Waltera. Zawierają one stenograficzne relacje z ośmiu najgłośniejszych procesów czasów terroru. Od morderczyni Marata Charlotte Corday po Dantona. Ten ostatni jest może najciekawszy dla polskiego czytelnika, gdyż skonfrontować on może dokumenty z sugestywną wizją Andrzeja Wajdy. U Wajdy, który oparł się, acz z dużą miarą dowolności, na dramacie Stanisławy Przybyszewskiej, Danton zagrany żywiołowo przez Gerarda Depardieu niszczy i ośmiesza swoich sędziów brawurowymi ripostami, jest mówcą nieposkromionym i błyskotliwym. Bardzo niewiele z tego odnajdujemy, czytając dzisiaj wspomniane akta. Dziewięć dziesiątych wypowiedzi Dantona to przeważnie dosyć mętne tłumaczenie się, próby wykorzystywania kruczków prawnych, umniejszania swojej roli... Sławetne repliki giną w powodzi słów, trudno je wręcz wyłuskać. – A jednak to Wajda miał rację! Danton przemawia po prostu językiem swoich czasów. Mniejsza o dziewięć dziesiątych. Ta jedna dziesiąta, często aluzyjna, często schowana między wierszami, to były dla decydującego o jego losie Trybunału najdziksze herezje, najsroższe i najbardziej niedopuszczalne oskarżenia krwawych nadużyć rewolucji. Doskonale zrozumiała to publiczność, zrozumieli sędziowie, którzy zrobili wszystko, żeby odebrać mu głos, zrozumieli wszyscy współcześni, dla których postawa Dantona jawiła się bez mała bohaterską. Gdybyśmy tego nie wiedzieli, nie znali reakcji ówczesnej opinii publicznej, zaiste bardzo trudno byłoby się nam dzisiaj doczytać tego w bezdusznych protokołach.

Polityka 4.2007 (2589) z dnia 27.01.2007; Stomma; s. 89
Reklama