Papieżowi dolegają ból artretyczny, choroba Parkinsona, zaburzenia mowy i wzroku, trudności z utrzymaniem równowagi. Organizm mogły też osłabić skutki zamachu Agcy sprzed ponad 20 lat i przebytych później chorób i operacji – w tym usunięcia nowotworu jelita i wstawienia sztucznego stawu biodrowego. Do tego dochodzi po prostu starość. Kamery nieopuszczające papieża na krok od ponad dwudziestu lat chłodnym okiem rejestrują zmiany jego wyglądu i zachowania. Kontrast z pierwszymi latami pontyfikatu jest porażający. Dawniej papież całkowicie panował nad mediami. Jeszcze podczas pielgrzymki na Kubę (1998) żartował z dziennikarzami w samolocie: Kiedy chcę się dowiedzieć, jakie jest moje zdrowie, pytam dziennikarzy.
Dziś zdany jest na ich łaskę i niełaskę. Kościół nigdy nie lubił spekulacji na temat zdrowia papieży – do ostatniej chwili na przykład Watykan zaprzeczał pogłoskom o śmiertelnej chorobie Piusa X – i poprzestaje zwykle na suchych komunikatach medycznych, ogłaszanych, kiedy nie można już dłużej milczeć lub dementować. Stąd nie wiadomo do końca, jaka jest pełna prawda o kondycji Jana Pawła II: które z przypisywanych mu dolegliwości są faktem. Wiadomo za to, że papież znosi je mężnie. Nie ukrywa cierpienia, dźwiga je z jakąś pokorą, choć przecież jeszcze nie tak dawno imponował światu tężyzną narciarza, pływaka, wędrowcy.
Telewizyjne obrazy cierpiącego papieża wywołują żywe ludzkie uczucia: współczucia, niepokoju o przyszłość, szacunku dla godności, z jaką Jan Paweł dźwiga swój „krzyż”. Ale te same obrazy mówią też, że pontyfikat wchodzi w fazę zmierzchu. „Trudno powiedzieć, kiedy rozpoczyna się schyłek pontyfikatu – pisali w swej książce o Janie Pawle II dwaj znakomici dziennikarze Carl Bernstein (ten od wytropienia afery Watergate) i Marco Politi (jeden z najlepszych watykanistów włoskich).