Archiwum Polityki

I. Bądź pobłażliwy

Tolerancja jest jak temperatura powietrza – ma całą skalę stopni. Skala kończy się tam, gdzie zaczyna się bezprawie i łajdactwo.

Za późno się zorientowałem, że wybrałem chyba najgorszy temat. Bądź tolerancyjny, wyrozumiały, pobłażliwy dla ludzkich słabości – proszę, przykazanie nowoczesne, samo słowo z górnej półki: tolerancja, elegancja, inteligencja. Chwilę się rozejrzałem i zrozumiałem swój głupi zapał. Jak tu pisać ładnie o tolerancji, kiedy akurat jest moda na „zero tolerancji”. W Nowym Jorku William Bratton, superglina, zaprowadził spokój dzięki „zerowej tolerancji” dla chuliganów, w amerykańskim episkopacie chwalą się „zerową tolerancją” dla wybryków księży, a szkoły ogłaszają „zero tolerancji” dla miękkich narkotyków. Tak to już weszło w krew, iż zamiast przykazania „Bądź tolerancyjny”, trzeba by ogłosić konkurs: wymyśl nowe „zero tolerancji”.

Australijski tygiel

Tolerancja, jako cnota, wypłynęła na fali wojen religijnych w XVII w. Wolter potrafił powiedzieć o adwersarzu: kompletnie się nie zgadzam z jego poglądami, ale jestem gotów oddać życie, aby tylko i on miał możność ich głoszenia.

W naszej epoce tolerancja dla odmienności, inności, różnorodności wzięła się z przemieszania kultur. Opowiadał mi ambasador Australii w Polsce anegdotę polityczną. Szedł z wizytami u początku misji, a nasi dygnitarze nuż mu wychwalać Polskę jako kraj bezpieczny, jednorodny narodowo, w granicach etnicznych, w domyśle – bez tego tałatajstwa, wiecie o czym mówię. Otóż Australia dzierży rekord świata, bo najwięcej (ponad 25 proc.) jej obecnych obywateli urodziło się za granicą. Australia (również dzięki myśli i energii naszego rodaka prof. Jerzego Zubrzyckiego), wymyśliła politykę wielokulturowości jako nową podstawę budowania (nowego) narodu choćby dlatego, że ma dziesiątki nacji, języków, religii i kuchni.

Polityka 1.2003 (2382) z dnia 04.01.2003; s. 28
Reklama