Archiwum Polityki

Nie ciąć!

– Jeśli chce pani rodzić w prywatnej klinice, to na pewno po to, by mieć cesarskie cięcie. Innych pacjentek prawie tu nie mamy. Włoszki nie chcą rodzić siłami natury, moda na to już minęła – usłyszała 34-letnia Polka w jednej z najdroższych tego typu placówek w Rzymie. Za normalny poród trzeba tam zapłacić 6 tys. euro, za cesarskie cięcie – 8 tys. euro.

Powszechność interwencji chirurgicznej na sali porodowej sprawiła, że we Włoszech rozpoczęła się przeciwko niej prawdziwa krucjata. Kraj ten zajmuje według najnowszych statystyk pierwsze miejsce w Europie i jedno z pierwszych na świecie pod względem wskaźnika cesarskich cięć, wynoszącego 33 proc. To ponad dwa razy więcej niż normy Światowej Organizacji Zdrowia – alarmują lekarze – przeciwnicy skalpela. Zwracają uwagę, że Włochy wyprzedzają w tej dziedzinie nawet Stany Zjednoczone. Absolutny rekord – ponad 51 proc. – pada w Kampanii, a więc w okolicach Neapolu. Im dalej na bogatszą północ, tym wskaźnik ten jest niższy. Najmniejszy, 18-proc., odnotowano w Bolzano w Górnej Adydze, które przoduje w rankingach miast o najwyższym poziomie życia.

Leniwe kobiety?

Przedstawiciele środowisk medycznych prowadzą ożywioną dyskusję na temat tego zjawiska. W prasie, na łamach której również ona się toczy, przeważa nastrój niepokoju. Podkreśla się, że władze medyczne nie mogą w pełni kontrolować prywatnych klinik, gdzie w ciągu ostatnich dwudziestu lat liczba cesarskich cięć wzrosła aż czterokrotnie. Niektórzy lekarze oskarżają wręcz kobiety o egoizm i lenistwo, zaś prywatnych położników o czerpanie z tego zysków. Wykreowanie tej swoistej mody to ich zdaniem wina kolorowych pism, przekonujących nowoczesne kobiety, że mogą wydać dziecko na świat bez wielogodzinnego bólu i strachu. Zdaniem socjologów to efekt jeszcze innej tendencji. Kobiety dotychczas niechętnie myślące o macierzyństwie decydują się na dziecko, ale chcą je urodzić możliwie najłatwiej. Po raz pierwszy od lat we Włoszech mówi się z entuzjazmem o boomie narodzin. Fakt, że w zeszłym roku przyszło na świat o półtora tysiąca dzieci więcej niż w 2000 r. uznano za pierwszą dobrą wiadomość w przezwyciężaniu kryzysu demograficznego.

Polityka 26.2002 (2356) z dnia 29.06.2002; Świat; s. 45
Reklama