Mariola i Jurek aktorskiego kunsztu uczyli się w Beverly Hills. W tej wypożyczalni filmów DVD, w której całe osiedle wypożycza, a ludzie nawet nie pomyślą, żeby przy takim oglądaniu nowy fach złapać. Mariola i Jurek to co innego, do sztuki ciągnęło ich od zawsze. Sztuki przez duże S, bo trzeba to uczciwie przyznać, że stawiali na aktorów, którzy nie boją się widzowi pokazać nie tylko swoich emocji, ale i genitaliów. A przy okazji podglądali warsztat.
W ten sposób Mariola zgłębiła tajniki francuskiego z niemieckim dubbingiem. A Jurek marzył o czekoladowym przekładańcu, ale się przed żoną nie przyznawał, bo by go za te czarne myśli mogła źle oceniać. Wiele klasycznych pozycji przewinęło się w ich telewizorze, z których można było i wiedzę historyczną nadrobić, bo pewne braki, owszem, mieli. Kaligula, caryca Katarzyna były to dla nich postaci nowe, ale wnoszące mnóstwo ciepła do ich szarego życia.
Nie obejrzeli się nawet, kiedy przelecieli cały dostępny w wypożyczalni katalog filmów. I to chyba wtedy zakiełkowała w ich głowach myśl, że teraz czas na wytrysk ich talentu.
Akt I: niemoc
Filmowe klimaty towarzyszyły im od zawsze. Na przykład spotkanie. Grupa młodych chłopców, w tym Jurek, wybiera się na imprezę. Jest lokal, jest alkohol. Ale nie ma dziewcząt. Wysiadają z autobusu, a na przystanku stoją dziewczęta, w tym Mariola. No to je zapraszają i one się godzą. Zupełnie jak w filmie. A na imprezie to się nimi dzielili też jak w filmie. Inni chłopcy bajerę przygotowywali, Jurek nie musiał, bo Mariola spojrzała w jego oczy, a on coś tam takiego miał, że miłość ich połączyła. To przecież też scena jak z filmu.