Trzydziestoośmioletniego Duńczyka Martina Lindstroma wielu zwolenników okrzyknęło geniuszem. Są i tacy, którzy mają go za błyskotliwego karierowicza. On sam zaś traktuje siebie jako kosztowną markę. Za sześciogodzinne warsztaty, które niedawno prowadził dla przedstawicieli polskiej reklamy i marketingu, wziął prawie 30 tys. euro. Na jedną osobę wychodziło ponad 4 tys. zł za wstęp.
Lindstrom się ceni, bo z jego usług korzystają m.in. Mars, Pepsi, McDonald’s, American Express, Ericsson. Jest autorem (lub współautorem) czterech bestsellerów z dziedziny budowania marek, które ukazały się w 20 krajach, a kupiło je 4 mln osób. W jednym z nich, wydanym również w Polsce „Dziecku reklamy” (BRANDchild), dowodzi m.in., że wzorce konsumpcyjne kształtują się u niemowląt już od 16 tygodnia życia. U Lindstroma zaś całkowicie okrzepły, gdy w wieku 12 lat na tyłach swojego domu w ogrodzie na Jutlandii zbudował Legoland. W ciągu pierwszego roku odwiedziło go tysiąc osób, od każdej z nich pobierał za wizytę trzy korony.
Żyłkę do interesu Lindstrom odziedziczył po rodzicach. Matka miała własną firmę produkującą kosmetyki, ojciec prowadził biznes połowowy. Pomagając matce sprzedawać produkty jej firmy, Martin na własnej skórze uczył się zasad marketingu. Jako 14-latek otrzymał życiową szansę. Poruszeni dziecięcą fantazją wpadli do niego dwaj panowie z firmy Lego i zatrudnili utalentowanego nastolatka w departamencie projektowania klocków.
Atakuj zmysły
Na początku wykładu w warszawskim hotelu Hyatt Lindstrom zademonstrował swoją beżową wizytówkę z beztrosko zaznaczonym, niby zagiętym brązowym rogiem. – Nigdy nie zapomnicie – zapewnił – że ta wizytówka należy do mnie. Tę samą formę graficzną i kolory zachowują kadry z jego prezentacji.