To jest opowieść o innej Brazylii. Nie ma tu miejsca na biedę, narkogangi, niewolników i policjantów, którzy po godzinach strzelają do bezdomnych dzieci. To prawie wyłącznie optymistyczna opowieść o państwie, któremu się udało.
W mieście Quissama w stanie Rio de Janeiro wyrastają jedna po drugiej szkoły i świetlice, które władze miejskie budują za pieniądze z praw do eksploatacji nowo odkrytych tu złóż ropy. W Camacari w stanie Bahia na północnym wschodzie miasto finansuje szkoły i kursy baletu z podatków płaconych przez fabrykę Forda.
W Itacoatiara w Amazonii dzieci pływają małymi promami i łodziami do 90 nowych szkół wiejskich, które otwarto tu w ciągu ostatnich dwóch lat.
Wszystko dzięki przychodom z upraw soi. Soja wybudowała także drapacze chmur na obrzeżach amazońskiej selwy. Brazylia stała się pierwszym na świecie eksporterem i drugim producentem tego podstawowego składnika pasz, olejów spożywczych i biopaliw, które przeżywają dzisiaj boom. Tam, gdzie są uprawy soi, gospodarka i ludność miast wzrasta w chińskim tempie – 10 proc. rocznie. Tak się dzieje na północy kraju, lecz światową stolicą soi jest południowy zachód – Mato Grosso: tu notuje się najwiekszą wydajność z hektara. W ciągu trzech lat dochód na głowę mieszkańca w regionach sojowych podwoił się.
Co prócz soi napędza brazylijskiego olbrzyma? Czy gospodarka w dobrej formie zmienia życie klasy średniej i tych biedniejszych?
Trzcina cukrowa to drugi motor brazylijskiego kolosa.
Wzrost cen ropy na światowych rynkach pobudził popyt na paliwo oparte na alkoholu, które produkuje się z trzciny. Wzrost zapotrzebowania na cukier w Chinach i Indiach spowodował, że od 2000 r. Brazylia zwiększyła produkcję cukru ponadtrzykrotnie.
15-tysięczne Pradopolis w stanie Săo Paulo, miasto powstałe w morzu trzciny, to wzorcowa wspólnota przyszłości.