Archiwum Polityki

Koniec Tytanika

Aż dziw, że zmarł z przyczyn naturalnych. Podając informację o śmierci Salmana Radujewa – czeczeńskiego więźnia nr 1 – wiceminister sprawiedliwości Julij Kalinin podkreślał te właśnie okoliczności: „na ciele zmarłego nie dostrzeżono żadnych oznak przemocy”. Aresztowany w marcu 2000 r. odsiadywał w obozie karnym w Solikamsku koło Permu wyrok dożywocia. W latach 80. był sekretarzem Komsomołu; dekadę później, jako zięć prezydenta Dżochara Dudajewa, znalazł się wśród najbardziej wpływowych czeczeńskich dowódców polowych. Skalą ambicji konkurował tylko z Szamilem Basajewem – próżny, chełpliwy, porywczy, niezrównoważony. W 1996 r. zorganizował atak na miasto Kizlar w Dagestanie, ze 160 zakładnikami został otoczony w Pierwomajsku, ale udało mu się wydostać z okrążenia. Ma na swoim koncie zamachy w Armawirze i Piatigorsku; wiele innych operacji, w tym zamach na prezydenta Gruzji Eduarda Szewardnadze, też wziął na siebie. Według własnych słów, miał współpracować z CIA i Mosadem i pociągać za wszystkie sznurki w regionie. W Czeczenii nazywany był Tytanikiem, od tytanowych płytek, które uzupełniały ubytki w roztrzaskanej czaszce. Wtedy – wkrótce po zamachu w Kizlarze – po raz pierwszy ogłoszono, że nie żyje. Zamachów na jego życie było jeszcze kilka, w tym eksplozja bomby w jego samochodzie. Tytanikiem nazwano go też na skutek specyfiki charakteru: na skutek chełpliwych tyrad i szokujących pomysłów brnął w coraz większe tarapaty. I wreszcie stało się: Tytanik zatonął.

Polityka 51.2002 (2381) z dnia 21.12.2002; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 19
Reklama