Geniusz Stevena Spielberga polega na tym, że umie odkryć zmienne tętno czasu. Bezbłędnie nazywa i komercjalizuje zmieniające się ludzkie marzenia i lęki. Gdy nasze emocje były zdominowane przez nadzieje wywoływane wizjami naukowców, Spielberg karmił nas historią „E.T.”. Gdy te nadzieje przerodziły się w lęki, straszył nas obrazem „Parku jurajskiego”. Kiedy emocje zwróciły się ku rozliczeniu przeszłości, odpowiedzią był „Amistad” i „Lista Schindlera”. Nie trzeba szczególnej przenikliwości, by odkryć, do jakich społecznych emocji Spielberg odwołuje się w „Raporcie mniejszości” pokazując świat „myśli karalnych”, w którym władza wyprzedzająco karze przestępstwa ledwie zamyślone. Wychodząc z „Raportu mniejszości” trudno się oprzeć wrażeniu, że po przeszło 50 latach nieoczekiwanie wróciły obawy Orwella z „Roku 1984”.
Czy zmierzamy w kierunku roku 2084?
Ułuda złotego porządku
Poprzednie ćwierćwiecze na to nie wskazywało. Przeciwnie. Jeżeli ostatnie 25 lat XX w. zasługuje na szczególną pamięć, to głównie dlatego, że pod każdym względem była to złota epoka wolności. Nie wszyscy byli w tym ćwierćwieczu wolni, ale dzięki zbiegowi kilku procesów wszyscy stawali się coraz bardziej wolni.
Po pierwsze, dzięki dziedzictwu buntu lat 60. była to epoka rosnącej osobistej wolności – społecznej, obyczajowej, seksualnej. Prywatność, odmienność, indywidualność to były kluczowe i coraz powszechniej respektowane wartości. Po drugie, dzięki niespotykanej w historii prosperity światowej gospodarki ostatnie ćwierćwiecze XX w. przyniosło – jak to ujął Samuel P. Huntington – trzecią falę demokratyzacji, w 1974 r.