Archiwum Polityki

Kupię jajeczka od studentki z Princeton

Rozmowa z prof. Peterem Singerem, bioetykiem

Czy bioetyków można nazwać recenzentami nauki?

Bywamy tak nazywani. W pewnym sensie recenzujemy postęp biologii i medycyny: wydajemy opinie dotyczące problemów etycznych, jakie powstają w laboratoriach naukowych.

A kto liczy się z waszą opinią?

Coraz więcej ludzi. Nowe odkrycia i przełomowe wyniki badań, jak rozszyfrowanie genomu, trafiają na pierwsze strony gazet. Kto jest wtedy proszony o komentarze? Właśnie bioetycy. Zastanawiamy się, czego tak naprawdę oczekujemy od nauki, czy badania idą w pożądanym kierunku. Wcześniej tę rolę pełniły autorytety kościelne. My nie kierujemy się dogmatami jakiejkolwiek religii, choć każdy z nas wyrasta z jakiejś tradycji filozoficznej.

A jak środowisko naukowe, zwłaszcza medyczne, znosi recenzowanie przez bioetyków?

Ludzie uprawiający najnowszą medycynę bardzo często zapraszają nas, aby wspólnie przedyskutować problemy, z którymi oni stykają się na co dzień. Medycy nie kształcą się przecież w zakresie etyki.

Z uprawianiem medycyny zawsze wiązały się jakieś pytania i kontrowersje etyczne.

Już Hipokrates zastanawiał się nad specyfiką relacji lekarz–pacjent. Znakiem naszych czasów jest lawinowy rozwój nowych technik medycznych, takich jak inżynieria genetyczna, wspomagana reprodukcja, klonowanie. To z nimi związane są pytania, których nikt wcześniej nawet nie przeczuwał.

Co jest dziś największym wyzwaniem dla bioetyki?

Widzę trzy takie wyzwania, a za najważniejsze z nich uważam selekcję genetyczną. Chodzi o możliwości powoływania do życia dzieci, które posiadają określone cechy uwarunkowane genetycznie. Jak daleko potencjalni rodzice mogą posunąć się w oczekiwaniach? Zaczęło się od badań prenatalnych.

Polityka 51.2002 (2381) z dnia 21.12.2002; Nauka; s. 120
Reklama