Trwają ataki na Adama Michnika, od czasu do czasu przyłącza się do nich sam Jarosław Kaczyński. A przecież powinien Michnika kochać. Za to, że istnieje, bo można na Michnika zrzucić wszystkie winy Trzeciej RP, których jakoby był on głównym autorem i promotorem. Redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” stał się bardzo poręcznym symbolem i bardzo użytecznym wrogiem, do którego można przylepić wszystko, co się chce. To wobec wykreowanego obrazu Michnika formacja patriotyczna, prawicowa i katolicka (w wersji Radia Maryja) może odróżniać się i wyróżniać, propagować i uprawiać swoją politykę historyczną. Na tle wszelakich bezeceństw, zaprzaństw, zdrad i grzechów, jakie temu „koledze Kiszczaka” da się przypisać, jakiekolwiek dzisiejsze grzechy i winy, gdyby ktokolwiek chciał je w ogóle dostrzec, wyglądają na tak drobne, że nie warto o nich mówić. I nawet nie chodzi o to, by Michnika wreszcie dogonić i pożreć, ale o to, by go gonić bez przerwy. I każdego dnia, każdego tygodnia, niestrudzeni publicyści wielu pism, a już „Dziennika”, „Rzeczpospolitej” i „Wprost” nade wszystko, gonią i gonią, ledwie tchu starcza. I Jarosław Kaczyński może spokojnie zajmować się swoją polityką realną.
A przede wszystkim Jarosław Kaczyński powinien kochać Michnika za to, że sfora goniąca nie ma już ani sił, ani rewolucyjnej werwy, by przyjrzeć się bliżej prezesowi Prawa i Sprawiedliwości.