Archiwum Polityki

Czarny prezydent w Białym Domu

45-letni Barack Obama, który jeszcze trzy lata temu był mało znanym senatorem z Illinois, dziś walczy o nominację partyjną, a jutro może nawet o fotel prezydenta. Czy Amerykanie są gotowi przekroczyć ten próg?

Gwiazda Obamy rozbłysła w lipcu 2004 r. na przedwyborczej konwencji demokratów w Bostonie. Jako kandydat do Senatu USA wygłosił tam główne przemówienie programowe. Porwał delegatów do tego stopnia, że zapomnieli o swoim nominacie do Białego Domu Johnie Kerrym. Zaraz potem Obama gładko wygrał wybory i został najbardziej rozchwytywanym demokratycznym politykiem w USA. Na jego wiece przychodzą tłumy i panuje na nich atmosfera uniesienia. – Łatwo nawiązuje kontakt, a kiedy mówi, ludzie mają wrażenie, jakby znali go osobiście – relacjonuje mi 17-letnia Jasmine Dyba, uczestniczka jednego ze spotkań. Na rautach z udziałem polityka można zebrać najwięcej funduszy. A dwie książki, które Obama zdążył napisać, zajmują czołowe miejsca na listach bestsellerów. Tygodnik „Time” umieścił go wśród najbardziej wpływowych ludzi na świecie.

Amerykanie odczuwają głód prawdziwego przywództwa,

zwłaszcza że wobec irackiego fiaska narasta niepokój o przyszłość kraju. Prezydenci ostatniego ćwierćwiecza, poza Ronaldem Reaganem, nie mają raczej szans na pomniki na waszyngtońskim Mallu. Czołowi politycy powtarzają banały podsunięte przez konsultantów, nudzą albo irytują partyjnym zacietrzewieniem. Obama na tym tle błyszczy, wzbudzając entuzjazm niespotykany od czasów prezydentury Johna Fitzgeralda Kennedy’ego. Słowo „charyzmatyczny” w odniesieniu do niego nie jest przesadą. Mowy wygłaszane metalicznym barytonem brzmią jak przemówienia męża stanu i przypominają wystąpienia wielkich murzyńskich kaznodziejów. Prywatnie potrafi być równie czarujący jak Bill Clinton, a przy tym dużo cieplejszy i bardziej spontaniczny niż jego małżonka. I właśnie pani Hillary, wciąż typowana przez demokratyczny establishment na głównego kandydata w wyborach w 2008 r.

Polityka 5.2007 (2590) z dnia 03.02.2007; Świat; s. 48
Reklama