Archiwum Polityki

Tajska łagodność

Pogoda taka, że chętnie marzy się o ciepłych krajach i gorących potrawach. I w Warszawie można mieć taką frajdę.

To idealne miejsce dla początkujących miłośników kuchni chińskiej – Wook. Duża, utrzymana w czerwono-czarnej kolorystyce sala, nowoczesna, lecz z wyraźnymi akcentami chińskimi, ze stolikami tak zmyślnie rozmieszczonymi, że nie siedzi się sobie na głowie, i miłą, szybką obsługą.

W głębi część kuchenna, w której trzech Chińczyków przyrządza na oczach gości zamówione potrawy. Tylko zupy nalewa się z pojemników. Wszystkie inne dania powstają z wcześniej przygotowanych składników, smażone w gorącym oleju, właśnie w wooku, czyli bardzo głębokiej, zwężającej się ku dołowi okrągłej patelni, która jest podstawowym wyposażeniem chińskiej kuchni.

W wooku smaży się na wolnym ogniu. Buchające płomienie, swoisty balet chińskich kucharzy – to widok fascynujący i dlatego dobrze jest usiąść blisko części kuchennej. Można wówczas zobaczyć, że każde zamówienie przygotowywane jest oddzielnie, że nie są to odgrzewane gotowce, lecz dania świeżo, na naszych oczach, przyrządzane. To dla dań z wooku ma podstawowe znaczenie, bo ich istotą jest, mówiąc uczenie, bardzo krótka, acz intensywna obróbka termiczna. Tylko wówczas mają odpowiedni smak i zapach.

Ceny są zadziwiająco niskie. Wszystkie zupy kosztują 4 zł, dania główne – 6 zł. Oczywiście, porcje są małe, ale dzięki temu można sobie skomponować zróżnicowany smakowo posiłek. Jedna z czterech zup (polecamy wan tan, czyli rosół chiński z pierożkami, lub zupę pikantno-kwaśną), uzupełniona dwoma lub trzema daniami głównymi, pozwoli zmieścić się w sumie ok. 20 zł i wyjść najedzonym.

Możemy rekomendować: ostrego kurczaka po seczuańsku, wieprzowinę słodko-kwaśną, żeberka wieprzowe, wołowinę w sosie ostrygowym, smażone warzywa, krewetki w cieście, chrupiący ozorek.

Bardziej wygłodniali mogą zamówić ryż, lecz tak naprawdę to szkoda na niego miejsca.

Polityka 5.2007 (2590) z dnia 03.02.2007; Ludzie; s. 89
Reklama