Archiwum Polityki

Nie tylko dla orłów

W konkurencjach alpejskich zimowej olimpiady – zjazdach i slalomach – polscy zawodnicy prezentują się jak słynny niegdyś Brytyjczyk Eddie „Orzeł” Edwards, który lądował kilkadziesiąt metrów bliżej niż rywale. A przecież aż osiem milionów rodaków deklaruje umiejętność jazdy narciarskiej, a połowa z nich w miarę regularnie na nartach jeździ. Mamy góry, śnieg i sprzęt, i narciarzy, ale biznesu i sportu narciarskiego jak na lekarstwo. Dlaczego? Bo Polacy się żrą.

To nieprawda, że tylko sportowcy z krajów alpejskich mogą zdobywać laury w konkurencjach zjazdowych. Sukcesy osiągają Szwedzi, Norwegowie, Finowie, Hiszpanie i Chorwaci. W czołówce pojawiają się Czesi, Słowacy i Rosjanie, którzy trenują w podobnych warunkach jak Polacy. Kiedy narciarstwo alpejskie uprawiała w Polsce zaledwie garstka, trafiały się rodzynki w rodzaju braci Bachledów i sióstr Tlałkówien. Teraz – kiedy rodacy masowo szusują na alpejskich lodowcach i na oko umiejętnościami wcale nie odstają od Austriaków, Włochów czy Francuzów – w sporcie zjazdowym kompletnie przestali się liczyć.

Polski Związek Narciarski, korzystając z niebywałego rozkwitu talentu Adama Małysza, zasłania się skokami jak parawanem i tylko w kadrę skoczków inwestuje. Mająca zadatki na mistrzynię biegaczka Justyna Kowalczyk narzekała tuż przed olimpiadą, że przydzielono jej za mało środków na przygotowania. Alpejczycy w centrali narciarskiej zauważani są na szarym końcu. Tak jakby działacze z góry uznali, że szkoda czasu i pieniędzy.

Jeden z najlepszych polskich trenerów, nieżyjący już (zginął w wypadku) Ryszard Ćwikła, w Polsce nie potrafił przekonać, że przy odrobinie dobrej woli można wyszkolić świetnych zawodników. Wyjechał do Francji, tam trenował kadrę i Francuzi pod jego okiem przez kilka lat dominowali w sportach alpejskich. Więc może przyczyna tkwi w mentalności? Kiedy pojawia się talent wśród zawodników, albo wybijający się trener, natychmiast ktoś próbuje przywołać go do porządku, skłócić, zrobić na złość, wykorzystać. Nie bez powodu autor sukcesów biegacza, mistrza świata Józefa Łuszczka, trener Edward Budny, dzisiaj jest tak rozgoryczony. W PZN z jego zdaniem nikt się nie liczy.

Coś jest na rzeczy; wystarczy przyjrzeć się, jak w Polsce powstaje baza sportów zimowych, jak lokalne konflikty udaremniają rozwój ośrodków narciarskich i jak interesy właścicieli gruntów kolidują z interesami inwestorów.

Polityka 7.2006 (2542) z dnia 18.02.2006; Raport; s. 4
Reklama