Archiwum Polityki

Choroba dyplomatyczna

Prezydent Lech Kaczyński zadowalająco przeszedł pierwszą próbę poważnych rozmów zagranicznych w Waszyngtonie. Ale zaraz po powrocie musi stawić czoło dymisji swego ministra spraw zagranicznych. Prof. Stefan Meller nie wytrzymuje napięć wynikających z odmiennych wizji Polski w Europie, a naszej polityce zagraża bałagan.

Przeszło lepiej, niż oczekiwaliśmy” – to ocena wizyty z kompetentnych źródeł dyplomacji amerykańskiej. Naszego prezydenta mile witano; George Bush przypomniał publicznie, że widzi w nim antykomunistycznego bojownika, co w Ameryce jest słusznym i szczerym komplementem. Z kolei Kaczyński swą wizytą tradycyjnie podkreśla, że można być silnym sojusznikiem Ameryki i lojalnym członkiem Unii Europejskiej. A jednak po wizycie w Watykanie poleciał do Waszyngtonu, a nie do Brukseli. Symbolika jest jasna: najpierw tożsamość narodowa, zaraz potem bezpieczeństwo kraju oparte na związkach z supermocarstwem. Wizyta w USA miała służyć nawiązaniu bliższego kontaktu z prezydentem Bushem, zapoznać go z nową ekipą rządzącą w Polsce – na której prasa w Europie Zachodniej nie zostawia suchej nitki – i stworzyć atmosferę do kontynuacji sojuszniczej współpracy. Czy spełniła te zadania? W Białym Domu było miło, choć bez poklepywania się po plecach, jak za poprzednika obecnego prezydenta RP. Trudno mówić sobie po imieniu rozmawiając przez tłumacza, ale jeśli nawet obaj przywódcy nie porozumiewali się na całkiem tych samych falach, to mówili tym samym językiem: konserwatywnych wartości i przekonań. Według świadków rozmów w Pokoju Owalnym i na wspólnym lunchu między Bushem a Kaczyńskim zawiązała się nić sympatii. Ale nie przesadzajmy z tą „chemią” – radzi ekspert waszyngtońskiego CSIS Simon Serfaty; w końcu nie decyduje osobowość, a polityka. Tu zaś grunt przygotowano dobrze – zapowiedź ewentualnego przedłużenia pobytu wojsk polskich w Iraku nawet na 2007 r. uspokoiła Amerykanów, że wciąż mogą na nas liczyć.

Co jednak dostaniemy w zamian?

Na to stale powracające w Polsce pytanie prezydent Kaczyński nie pozostał głuchy. „Jest politykiem pragnącym ściśle współpracować z USA, lecz i mającym jasne poczucie polskich interesów.

Polityka 7.2006 (2542) z dnia 18.02.2006; Temat tygodnia; s. 20
Reklama