Richard Branson, ekscentryczny brytyjski miliarder, ma spory problem. Jego firma Virgin Galactic za niespełna dwa lata wyśle w kosmos pierwszych turystów, a największe towarzystwa ubezpieczeniowe, Lloyd’s i Hiscox, nie chcą jego gwiezdnych wycieczek ubezpieczać. Przeszkodą jest brak danych statystycznych na temat wypadków. Turystyka kosmiczna to całkiem nowa działalność gospodarcza, której dotąd nikt nie prowadził. Przedstawiciele towarzystw ubezpieczeniowych obiecują, że składkę skalkulują, ale dopiero po 50–100 udanych lotach. A na razie odmawiają współpracy. W rezultacie przyszli pasażerowie, którzy za niespełna 5 minut lewitowania w stanie nieważkości zapłacą Bransonowi po 200 tys. dol., pogodzili się już z myślą, że w przypadku tragedii ich rodziny odszkodowania nie dostaną.
Taka sytuacja, kiedy ubezpieczeniowcom brakuje statystycznych informacji, to jednak wyjątek. Dzięki postępom w informatyce liczba danych wykorzystywanych przez aktuariuszy (wyliczają prawdopodobieństwo wystąpienia konkretnych zdarzeń) co dwa lata zwiększa się jedenastokrotnie. To z kolei pozwala na coraz bardziej precyzyjne szacowanie ryzyka, a z wystawianiem polis na wszystko nie ma większych problemów.
W Wielkiej Brytanii firma WorldAssure udostępniła właśnie pierwsze ubezpieczenie turystyczne od ryzyka terroryzmu. Inne towarzystwa ubezpieczeniowe też próbują sprostać najróżniejszym, nierzadko dziwacznym potrzebom. W Liechtensteinie od dwóch lat działa spółka Supergau, która niemieckim amatorom szybkiej jazdy sprzedaje polisy chroniące przed policyjnymi mandatami. Żeby te ubezpieczenia przynosiły zyski, firma ograniczyła odpowiedzialność do wysokości 1000 euro i odmawia refundacji mandatu, gdy kierowca przekroczył dozwoloną prędkość o więcej niż 25 km/h. Mniej kontrowersji wzbudza brytyjski FlashProtect, który pozwala piratom drogowym pokryć finansowe konsekwencje utraty prawa jazdy.