Archiwum Polityki

Przez pomyłkę za kraty

Półtora miesiąca przesiedzieli pod kluczem dwaj zielonogórscy adwokaci. Włodzimierza Sawickiego i Piotra Żyłkę zatrzymano 27 listopada 2006 r. Przewieziono ich do Katowic, gdzie od prokuratora usłyszeli zarzuty. Adwokaci mieli swoim trzem klientom oferować załatwienie uchylenia tymczasowego aresztowania w zamian za pieniądze. W sumie według prokuratora pobrali 550 tys. zł. Co ciekawe, obciążyli ich nie ci, którzy w zamian za forsę mieli wyjść zza krat, ale Robert Sz., inny klient mecenasów. – Prawdopodobnie to on wziął pieniądze i obiecał, że załatwi uchylenie aresztów. Kiedy to się nie udało, oskarżył nas – opowiada mec. Włodzimierz Sawicki. Jego zdaniem adwokat z zasady czyni wszystko, aby jego klient nie siedział za kratami, i bierze za swoje usługi wynagrodzenie. – Przecież to jakieś horrendum, że prokurator czyni nam z tego zarzut – dodaje.

Po 48 godzinach od zatrzymania adwokaci Sawicki i Żyłka stanęli przed obliczem sędzi Sądu Rejonowego w Katowicach Moniki Matuszewskiej. Po trwającej cztery godziny rozprawie sędzia postanowiła obu aresztować na dwa miesiące. Jakież było zdumienie Sawickiego, kiedy do celi przyniesiono mu uzasadnienie decyzji sądu. Przeczytał mianowicie, że nazywa się Robert Mierzyński, nie przyznał się do zarzutów i odmówił składania wyjaśnień, a prawdopodobieństwo, że dopuścił się złych czynów, jest duże, bo tak zeznali współpodejrzani i świadek koronny. Uzasadnienie odnosiło się do innej osoby i innej sprawy. Po dwóch tygodniach sędzia Matuszewska odbyła kolejne posiedzenie w tej sprawie i postanowiła sprostować „oczywistą pomyłkę pisarską”, czyli zamiast nazwiska Roberta Mierzyńskiego wpisać właściwe nazwisko: Włodzimierz Sawicki. – Ale nadal jej orzeczenie dotyczyło innej osoby – upiera się Sawicki.

Polityka 6.2007 (2591) z dnia 10.02.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 17
Reklama