Archiwum Polityki

Weterynarze uciekają

Grozi nam krajowy protest weterynarzy zatrudnionych na państwowych posadach. Lekarze weterynarii, pracujący w Państwowej Inspekcji Weterynaryjnej, zarabiają poniżej półtora tysiąca złotych. Są przy tym przeciążeni pracą, bo młodzież po studiach inspekcję weterynaryjną omija szerokim łukiem, zaś robota musi być wykonana bez względu na wakaty. Państwowa Inspekcja Weterynaryjna stoi na straży higieny produkcji mięsa na wszystkich etapach – od narodzin tucznika po funkcjonowanie zakładów przetwórczych. Do tego rejestracja zwierząt, kolczykowanie i przede wszystkim profilaktyka oraz zwalczanie zakaźnych chorób zwierząt.

Weterynarze hurtem odchodzą z inspekcji. Wybierają prywatne praktyki lub pracę za granicą. Przepisy nakazują, by w każdym powiatowym inspektoracie pracowało co najmniej pięciu lekarzy. Zazwyczaj obowiązki całej piątki wykonuje 2–3 doktorów. – W firmie pozostali już tylko emeryci i patrioci – żali się powiatowy inspektor z Mogilna i szef Kujawsko-Pomorskiej Okręgowej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej dr Bartosz Winiecki – młodzi wyjeżdżają do Anglii. Za samo badanie mięsa dostają tam po 5 tys. funtów. Państwowi weterynarze ślą pisma do swojego ministra Andrzeja Leppera, do parlamentarzystów i prezydenta. Bez skutku. Główny lekarz weterynarii Ewa Lech bez ogródek przyznaje, że pieniędzy na podwyżki nie będzie. Inspektorom weterynaryjnym nie wolno strajkować. Okręgowe izby lekarsko-weterynaryjne łączą siły. Mają już wspólny pomysł – walczyć metodą testowaną wcześniej przez wojskowych lekarzy medycyny: urlop na żądanie. Pracodawca nie może odmówić udzielenia takiego urlopu. Gremialna nieobecność inspektorów w pracy sparaliżuje skup żywca, rzeźnie i zakłady mięsne.

Polityka 7.2007 (2592) z dnia 17.02.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 16
Reklama