Archiwum Polityki

Dać ludziom żyć, a lekarzom zarobić

Rozmowa z Adamem Kruszewskim, specjalistą od zarządzania służbą zdrowia, o prostych lekarstwach na jej schorzenia

Joanna Solska: – Co pan myślał patrząc, jak chore dzieci z kliniki wrocławskiej błagają, by mogły się nadal leczyć?

Adam Kruszewski: – Że to potwornie nieetyczna manipulacja. Posługiwanie się ciężko chorymi, by poruszyć emocje, które zasłonią prawdziwy obraz sytuacji. Bo na Dolnym Śląsku szpitali jest po prostu za dużo. Zbudowano je w czasach zimnej wojny, miały stanowić zaplecze frontu w razie ataku nuklearnego, to była decyzja Rosjan. Aż tyle szpitali nie jest dziś w stanie się utrzymać. I nie ma też takiej potrzeby. To przecież wytworzyło wielką nierówność szans leczenia – pacjenci na zachodzie kraju dostają „na głowę” więcej pieniędzy z NFZ niż np. na ścianie wschodniej. Żeby te szpitale jakoś trwały. Tych ze ściany wschodniej nikt nie pytał, czy zgadzają się mieć gorszy dostęp do leczenia.

Dyrektorzy szpitali skarżą się, że wyceny NFZ są zaniżone. Może klinika onkologiczna, która leczy bardzo drogimi specyfikami, nie ma w tej sytuacji szans, by wyjść na zero?

To prawda, że kuracje onkologiczne są najdroższe. Ale Centrum Zdrowia Dziecka dzięki dobremu zarządzaniu radzi sobie z takimi samymi chorymi za te same pieniądze. Czytałem też ostatnio w raporcie PricewaterhouseCoopers, że aż 70 proc. pacjentów onkologicznych w Polsce ma dostęp do nowoczesnych leków tylko dzięki temu, że ich szpital prowadzi badania kliniczne i dobrze na tym zarabia – za te leki płacą firmy farmaceutyczne, a nie NFZ. Mógłby jeszcze lepiej, ale ministerstwo niepokoi się, że niektórzy lekarze za dużo zarobią.

Czy wicepremier Zyta Gilowska i minister Religa rozwiązali problem? Osiem szpitali ma dostać pieniądze z budżetu, inne – być może – padną.

Podzielili szpitale na równe i równiejsze.

Polityka 7.2007 (2592) z dnia 17.02.2007; Rynek; s. 40
Reklama