Pomimo obowiązującego od ponad stu lat zakazu 30 do 50 tys. Amerykanów żyje w związkach poligamicznych. Mieszkają głównie w mormońskim stanie Utah, ale także w innych stanach amerykańskiego Zachodu. Przez ostatnie pół wieku poligamiści byli tolerowani przez władze stanowe, zdominowane przez mormoński Kościół. Co więcej, ostatnio zaczęli nawet z powodzeniem zmierzać ku formalnej legalizacji. Chociaż sprawa Jeffsa zaszkodziła mormonom, niebawem mogą osiągnąć swój cel. Sprzyja im powszechny kryzys tradycyjnej rodziny.
W USA działa coraz potężniejszy ruch na rzecz zniesienia zakazu wielożeństwa. Kobiety z organizacji broniącej poligamii, Principle Voices, określają wielożeństwo jako feministyczny wybór. Promują nowoczesny, antypatriarchalny wizerunek poligamicznego małżeństwa. Zaczyna się od nazwy: to związki mnogie (od angielskiego określenia plural), co lepiej brzmi, bo nie kojarzy się z feudalizmem, a z wolnością i otwartością. Wolnością kobiety i jawnością wobec opinii. Na okładce kolorowego pisma „Mormon Focus” trzy atrakcyjne, uśmiechnięte młode kobiety z niemowlętami na rękach przedstawiają się jako żony mężczyzny, któremu urodziły łącznie 21 dzieci. Podtytuł pisma: „Przegląd różnorodności kultury mormońskiej”. Różnorodność – kolejne modne, politycznie poprawne słowo.
Byle po cichu
Ruch unika tradycyjnego argumentu swobód religijnych, przypominającego o religijnym rodowodzie poligamii. Powołuje się raczej na wolność jednostki i prawo do prywatności seksualnej sfery życia, potwierdzone precedensowym orzeczeniem Sądu Najwyższego, który w 2003 r. zakazał wtrącać się prawu do sypialni obywateli. Werdykt ten dotyczył pary teksańskich homoseksualistów (słynna sprawa Lawrence kontra Teksas). I właśnie gejowie i lesbijki, walcząc o uznanie swych związków jako małżeństw, torują zarazem drogę poligamistom.