Archiwum Polityki

Melanż

Naśladują nas – dorosłych, powiadają obserwatorzy. Sześcioletnie panienki handlują narkotykami, a jedenastoletni młodzieńcy próbują zapobiec rekonstrukcji imperium sowieckiego. Świat odbity w krzywym zwierciadle dziecięcych zabaw jest śmieszny i straszny zarazem.

Podłoga za barkiem to pomieszczenie Wielkiego Brata; sofa przy kominku to pokój zwierzeń, a salon to dom w Sękocinie. Zabawa zaczyna się od kłótni, bo wszyscy chcą być Manuelą. 10-letnia Ania z podwarszawskiego osiedla domków jednorodzinnych zostaje Wielkim Bratem. – Wszyscy przychodzą do mnie i mówią, kogo nominują, a ja wyliczam im procenty – opowiada. – Potem siadam na sofie i pytam: jak się czujesz po odejściu z domu tej osoby? Ci, którzy odpadają, chodzą jak duchy i nikt ich nie zauważa. Czasem zapraszamy ich do programu, żeby nie było smutno.

Psycholodzy i socjolodzy twierdzą, że dzieci są takie jak dorośli, których obserwują. Pożywką zabawy zawsze była rzeczywistość. Teraz zabawy nie kształtuje już doświadczenie, ale technika, kultura masowa i konsumpcja. Telewizja i komputer na zawsze zmieniły rodzinę, stały się czymś w rodzaju pastucha powszechnego użytku. I wcale nie dotyczy to wyłącznie rodzin z wielkich miast czy lepiej sytuowanych. Jeśli wyłączyć dzieci z obszarów nędzy i patologii społecznej, gdzie nie ma wiele miejsca na zabawę, jeśli wyjąć dzieci nieprzeciętne, o bardzo wyrafinowanych zainteresowaniach, to można uogólnić: współczesne dzieci żyją w czymś na kształt swojej własnej globalnej wioski, wedle światowo dyktowanych mód, z globalnie lansowanymi bohaterami. Tylko w książkach i wyidealizowanych wspomnieniach dzieciństwo to kraina szczęśliwości i mityczna republika nieskrępowanych marzeń.

Jones trze żółty ser, a Ania zostaje Wielkim Bratem

Dzieci dorosły. Edukuje je telewizja, ale już nie Miś Uszatek, który nigdy w życiu nikogo nie uderzył, ani nie Rumcajs, co jak strzelił nabojem z żołędzia, to najwyżej strącił komuś kapelusz z głowy. Nawet kilkuletnie dzieci swoje widziały i wiedzą już, że jak się strzela, to żeby zabić.

Polityka 25.2002 (2355) z dnia 22.06.2002; Raport; s. 3
Reklama