Archiwum Polityki

Cieniutka nić spisku

„To, co wygląda na rzecz nieistotną, w większości przypadków jest rzeczą nieistotną. W większości przypadków, panno Navarro, tylko w większości przypadków. Na tym właśnie polega moja nudna praca. Na przyglądaniu się owym cieniutkim niciom. Na wychwytywaniu drobniutkich nieścisłości, maleńkich podobieństw, które mogą doprowadzić do wykrycia podobieństw olbrzymich” – mówi jeden z bohaterów „Protokołu Sigmy”.

W istocie to zdanie z powieści Roberta Ludluma, wydanej po jego śmierci – twórcy uważanego za prawodawcę literatury nazywanej global conspiracy thriller – znakomicie ujmuje jego metodę pisarską. W „Protokole Sigmy” mamy ukazane, wydawałoby się, przypadkowe sytuacje. A to w Zurichu szkolny kumpel postanawia zgładzić bankiera Bena Harmana, chwilę później w kanadyjskim Halifaksie ktoś uśmierca niepozornego mężczyznę, za moment w Paragwaju umiera z pomocą osób trzecich bogaty starzec.

Te wydarzenia czyta się tak jak gazetowe newsy. Tyle tylko, że tam, gdzie odkładamy gazetę, zaczyna się świat powieści Ludluma: amerykański pisarz nie poprzestaje na sensacyjnych informacjach, ale łączy je ze sobą i odsłania ich ukryte znaczenie. Tym razem – by wyjaśnić, co kryje się za serią zbrodni – wracamy aż do czasów II wojny światowej i tajnego porozumienia między finansistami i politykami z rozmaitych stron świata, określanego właśnie jako „protokół Sigmy”.

Reszta jak u Ludluma: wartka akcja, bohaterowie, którzy poznają siebie i swoją przeszłość niczym niegdyś agent Bourne – bodaj najbardziej znany ludlumowski bohater – wreszcie ugruntowane tło historyczne i polityczne sięgające Holocaustu i kont hitlerowskich ofiar w bankach szwajcarskich.

Przeciwnicy takiej literatury będą pewnie kręcić nosem i dowodzić, że spiskowe teorie amerykańskiego twórcy sensacji są wysoce nieprawdopodobne.

Polityka 25.2002 (2355) z dnia 22.06.2002; Kultura; s. 58
Reklama