Lucjan Jankowski, ekonomista na emeryturze, co dzień pokonuje drogę z przedmiejskich bloków do chorzelskiego rynku. Idzie Grunwaldzką, czyli, według nomenklatury z czasów „Heimkehr”, Orterburger Strasse. Mija pusty plac po bóżnicy i mykwie, gdzie specjaliści z Wien Film mieli atelier. Nieczynne kino w ośrodku kultury, czyli Stadt Halle. Dochodzi do rynku, Marktplatz Chorzel, gdzie stała atrapa frontonu niemieckiej szkoły z pilśni i drewniany pawilon udający sklep, w którym kupiec Salomonson, grając siebie, sprzedawał gwieździe z Wiednia koronki.
W piętrowej kamienicy przy rynku mieszka Jadwiga Połomska, była pracownica mleczarni. Jej dziadek miał restaurację na parterze, filmowcy obstalowali tu całodzienny wikt.
Dom za kościołem należał do rodziny krawca męskiego pana Fiszerunga. Ostatni klaps „Powrotu do ojczyzny” wyznaczył ich czas na ziemi, żydowscy statyści nie byli już potrzebni. Getto i obóz przeżył tylko syn Dawid Fiszerung, emerytowany księgowy – obecny adres Holun, Izrael.
Lucjan Jankowski mija Marktplatz, pomnik Kościuszki na koniu, dawniej Hindenburga, wchodzi do domu brata Oktawiusza, nauczyciela muzyki, multiinstrumentalisty. W „Heimkehr” bracia machają gałęziami kasztanowca, witając aktorów przebranych za polskie wojsko. Lucjan miał wtedy 13 lat, Oktawiusz 15.
Pierwszy raz bracia Jankowscy obejrzeli film kilka lat temu.
Scena pierwsza: przed szkołą
Minister Joseph Goebbels uwielbiał filmy jako widz, ale oceniał je tylko pod kątem przydatności propagandowej. Ustanowił doroczną nagrodę za najlepszy film niemiecki. Pierwszym laureatem został w 1942 r. „Heimkehr” Gustawa Ucicky’ego, reżysera, który debiutował w kinie niemym, autora filmów z Marleną Dietrich, syna wielkiego malarza Gustawa Klimta.