Starzy wyjadacze komputerowi pamiętają doskonale złoty wiek branży – targi komputerowe w Warszawie, nie mówiąc już o zagranicznych, budziły emocje. Wprowadzenie na rynek ulepszonej wersji byle elektronicznego kalendarza czy arkusza kalkulacyjnego było określane mianem wydarzenia fetowanego bankietem w najdroższym hotelu. Było, minęło. Spowszedniało. Paradoksalnie: komputery ma wedle ostatnich danych 45 proc. gospodarstw domowych w Polsce, a targów w Warszawie – z braku zainteresowania – już nie ma i trzeba naprawdę czegoś wielkiego, by zaciekawić tym kogokolwiek poza prasą specjalistyczną.
Są wszakże momenty, gdy tematyka komputerowa trafia na pierwsze strony gazet i do dzienników telewizyjnych. Tak było teraz, gdy Microsoft opublikował nowy system operacyjny, bez którego każdy komputer jest złomem. To on właśnie odpowiada za kontakt człowieka z komputerem i komputera z Internetem, a także za działanie wszystkich innych programów w nim zainstalowanych.
W tym roku po długim wyczekiwaniu pojawił się system Windows Vista, następca Windows XP.
Ale widać szefowie Microsoftu uznali, że to za małe wydarzenie – i dołożyli do tego premierę zupełnie nowej wersji najsłynniejszego i najpotężniejszego na świecie pakietu oprogramowania biurowego MS Office 2007. Do końca roku ma się pojawić 99 wersji językowych obu produktów – polskie są już w sklepach. Oznacza to, że całe środowisko pracy z komputerem, zwłaszcza w instytucjach, ulega kompletnej przebudowie. Z pewnością nie natychmiast, ale w ciągu jakichś dwóch lat. Swoje zrobi sama moda i chęć posiadania nowinek; nie mówiąc o tym, że kupując nowy komputer dostajemy Vistę wraz z nim.
Powstaje pytanie: co nam to da poza satysfakcją bycia trendy? Czy rzeczywiście Vista i MS Office 2007 warte są setki (patrz ramka) złotych?