Archiwum Polityki

Pikasy i bohomazy

Pablo Picasso był geniuszem. Ale czy był największym twórcą XX w., jak się powszechnie zwykło uważać? Warto zadać sobie to pytanie przy okazji wystawy prac mistrza w stołecznym Muzeum Narodowym.

Picasso bardzo wcześnie zdobył sławę i bogactwo, zyskał wielbicieli, pochlebców i miłośników. Ale sukces niekoniecznie oznaczał uznanie. Niemal od początku towarzyszyły jego sztuce opinie kpiące i napastliwe. Nie dziwi, gdy ich autorami byli inni twórcy, zazdrośni o sławę lub ślepo wierni własnym, odmiennym koncepcjom malarskim. Jego dawny druh w artystycznych poszukiwaniach Maurice de Vlaminck w latach czterdziestych bez ogródek wyrzucał mu, iż „ponosi winę za wprowadzenie francuskiego malarstwa w śmiertelny zaułek, w dziedzinę negacji, niemocy, agonii”. Cóż się zresztą dziwić, skoro skonfundowani tym, co robi, bywali także najbliżsi przyjaciele. Szczególnie „Pannami z Awinionu”, obrazem jak na owe czasy wywrotowym. André Derain stwierdził: „Nie dziwiłbym się, gdyby Pablo powiesił się za tym obrazem któregoś dnia”. Zaś wierny zwolennik jego sztuki krytyk André Salmon żałował malarstwa sprzed kubizmu i w 1910 r. na łamach „Paris Journal” dość bezradnie pytał: „Czy jednak ma się prawo mówić, że jest on chwilowo zabłąkany?”.

Nie lepiej było później. Wielki historyk sztuki Herbert Read praktycznie nie poznał się na Picassie. W „Sensie sztuki” podziwia go wprawdzie za pracowitość i energię, ale równocześnie dodaje, iż „niektóre obrazy rażą swoim sentymentalizmem, a inne nie mają żadnej dostrzegalnej organizacji”. W latach trzydziestych krytyk Adolf Basler zarzucał, że Picasso: „szydzi ze wszystkiego, co wzniosłe i rozsiewa swoje trucizny wśród tłumu neuropatów”.

Nieoczekiwana zmiana stylu

Tym, co chyba najbardziej rozjuszało krytyków, publiczność, ale też jego wcześniejszych zwolenników, były nagłe artystyczne wolty.

Polityka 47.2002 (2377) z dnia 23.11.2002; Kultura; s. 60
Reklama