Edward Lucas, dziennikarz ekonomiczny, korespondent tygodnika „The Economist” na Europę Środkowo-Wschodnią:
Po raz trzeci „The Economist” publikuje obszerny raport o Polsce. W 1992 r. pisaliście o rynkowych reformach Balcerowicza. W 2001 r. o naszej drodze do Unii Europejskiej. Tym razem skupiacie się na polityce i gospodarce. Pokazujecie pozytywny obraz Polski. Prawdę mówiąc, przeczycie również naszemu wyobrażeniu o własnym kraju. Skąd ten optymizm?
Patrzę z innej perspektywy – nie jestem na co dzień uwikłany w wasze polityczne przepychanki. Dla ekonomisty Polska to kraj o olbrzymim potencjale. Wasza gospodarka pędzi. Macie wykształcone młode pokolenia, nowoczesne firmy, elastycznych przedsiębiorców, świetnych inżynierów, których praca wciąż nie jest droga. Na świecie Polska wciąż postrzegana jest przez mity: kłótliwości, ksenofobii, zacofania i wozów z sianem. Na marginesie – długo przekonywałem londyńską redakcję, żeby zdjęcia z furmanką nie ilustrowały tego tekstu. Z powodu tych stereotypów moi koledzy w światowych mediach z przesadą zareagowali na wynik wyborów i na polityków, którzy ostatecznie weszli do koalicji. Jeśli zostawi się na boku doraźne zawirowania polityczne, to wasz kraj stoi przed szansą na olbrzymi skok.
Ale na razie wykonaliśmy zaledwie pół skoku, bo jak zauważa pan w raporcie, na pełnej prędkości do przodu jedzie zaledwie kawałek Polski.
Tak. Sektor publiczny wyraźnie nie nadąża. Od rządu zależy teraz, czy poradzi sobie z nadmierną biurokracją, utrudnianiem życia przedsiębiorców, ucieczką młodych na Zachód i pogłębiającymi się podziałami w społeczeństwie. Choć nalepka „członek EU” wam pomaga, jest jeszcze wiele do zrobienia.
Czego pan nie napisał?
Polityka wyparła z raportu rozdział o edukacji, a to może być kiedyś problem.