Archiwum Polityki

Pies przewodnik

Rozmowa z szefem MSWiA wicepremierem Ludwikiem Dornem

Jacek Żakowski: – Czegoś się pan nauczył przez pół roku rządzenia?

Ludwik Dorn: – Na przykład dużo się dowiedziałem o inercji państwa.

Jak to się objawia?

Powiem panu konkretnie. Pod koniec zeszłego roku przewróciła się w Warszawie wojskowa ciężarówka wioząca amunicję. W Straży Pożarnej i Policji nie wiedziano, co to za amunicja. Trzeba było wyznaczyć czterokilometrowy kordon i ewakuować okolicznych mieszkańców. Trzy czwarte stolicy państwa stanęło, a my przez cztery godziny nie mogliśmy się od wojska dowiedzieć, jaka amunicja była przewożona. Okazało się, że przewóz większej ilości nawozów azotowych trzeba zgłosić komendantowi wojewódzkiemu Państwowej Straży Pożarnej. A jak się przewozi ciężarówkę np. min, to nie trzeba. To jest oczywisty absurd.

Udało się panu to zmienić?

Wystosowałem odpowiednie pisma, odbyłem ileś rozmów, ale sprawa wciąż grzęźnie. Co jakiś czas popycham kolanem. Potem znowu grzęźnie. Takie przewozy reguluje ustawa. Jej gospodarzem jest minister transportu. To on musi zainicjować zmianę.

A nie chce?

Dlaczego ma nie chcieć? Tylko że ja do niego piszę, on przekazuje prośbę swoim urzędnikom i sprawa się zatrzymuje. Nikt nie ma interesu, żeby tę sytuację zmienić. Pewnie z dziewięciu ludzi z trzech resortów musiałoby współpracować, żebyśmy to zmienili.

Wicepremier nie ma dość władzy, żeby powołać grupę międzyresortową, która to załatwi?

Zespołów międzyresortowych jest już ze 150. Większość ma charakter fikcyjny. Minister może w jakiejś sprawie zmobilizować sekretarzy i podsekretarzy stanu. Jeżeli się postara, to także dyrektorów czy wicedyrektorów departamentu. Natomiast dla urzędnika sprawa nierutynowa to kłopot, który będzie omijał z daleka.

Polityka 20.2006 (2554) z dnia 20.05.2006; Rozmowa Polityki; s. 24
Reklama