Francuscy pomysłodawcy rozgrywek o klubowe europejskie puchary (wystartowały w połowie lat 50.) przewracają się w grobach. Zlikwidowano Puchar Zdobywców Pucharów, a rywalizacja w Pucharze UEFA obchodzi już tylko najzagorzalszych kibiców. Ale elitarna Champions League, choć w coraz mniejszym stopniu przypomina pierwowzór, czyli Puchar Europy Mistrzów Krajowych, trzyma się mocno. Rywalizacja w Lidze Mistrzów toczy się bowiem nie tylko o zwycięstwo na boisku, ale także o coraz większe pieniądze.
Futbolowi potentaci nie chcą się już dzielić z maluczkimi.
Są zdania, że grając częściej tylko między sobą, mogliby zarabiać znacznie więcej. A ich zdaniem europejska futbolowa centrala, czyli UEFA, nie podejmuje kroków ułatwiających im pomnażanie zysków. Wręcz przeciwnie, rzuca krezusom kłody pod nogi.
A ponieważ w pojedynkę nawet najbogatszy klub niewiele może zdziałać, w połowie lat 80. futbolowi giganci: Juventus Turyn, AC Milan, Inter Mediolan, Liverpool, Bayern Monachium, Ajax Amsterdam, Real Madryt i Barcelona postanowili zjednoczyć siły. Wkrótce ósemka przemieniła się w czternastkę (dołączyły Manchester United, Borussia Dortmund, Olympique Marsylia, Paris St Germain, PSV Eindhoven oraz FC Porto). Właśnie wtedy, w 2000 r., dziennikarze nazwali klubowych bogaczy grupą G14. I choć zarejestrowana w Brukseli, lecz mająca także kilka oddziałów poza Belgią, grupa składa się już z 18 klubów (dołączyły jeszcze Arsenal Londyn, Bayer Leverkusen, Olympique Lyon i Valencia), to nazwy już nie zmieniono.
G14 najchętniej przemieniłaby Champions League w Superligę, rozgrywki z udziałem tylko tych najmożniejszych. Chce też, by UEFA i FIFA (światowa federacja piłki nożnej) dzieliła się z nią zyskami z mistrzostw Europy i świata (FIFA na mundialu w Korei Płd.