Archiwum Polityki

Trójkąt Mellera

Podróż zbliża ludzi” – tak dyplomata z najwyższych polskich sfer politycznych skomentował fakt, że minister spraw zagranicznych Stefan Meller cofnął swoją dymisję – po podróży, jaką odbył z prezydentem Lechem Kaczyńskim do USA. Wygląda na to, że obiecano mu nie tylko fotel w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego, ale znacznie więcej – mianowicie, że to on będzie koordynatorem polityki zagranicznej kraju (tworzonej, jak wiadomo, w trzech ośrodkach: MSZ, Kancelarii Prezydenta, gdzie tymi sprawami kieruje minister Andrzej Krańczyk, i Kancelarii Premiera, sekretarz stanu Ryszard Sznepf). Nie jest to układ trwały. Te trzy ośrodki zbyt różni poziom dojrzałości, doświadczenia i znajomości świata – a nade wszystko spojrzenia na Unię. Ledwie Meller wygłosił swoje exposé, już różnice wyszły na jaw podczas wizyty Kaczyńskiego w Pradze, gdzie nasz prezydent zaprzyjaźniał się z czołowym eurosceptykiem z sąsiedztwa Vaclavem Klausem. Najkrótszy protokół różnic: Kaczyński zwracał uwagę na zagrożenie, jakim dla Polski jest „wszechkoordynacja” proponowana przez Unię. Tymczasem z exposé Mellera wynika, iż w interesie Polski leży właśnie zwiększenie roli Unii w koordynacji polityki energetycznej – bo chcemy większego bezpieczeństwa energetycznego dzięki współpracy Zachodu – dalej, polityki wschodniej, bo chcemy pomóc Ukrainie i Białorusi, bo chcemy większej liberalizacji usług i dostępu do rynku pracy. A więc chcemy od Unii więcej – zdaje się podkreślać Meller, na co Kaczyński zdaje się odpowiadać, że Unia za bardzo ogranicza naszą suwerenność. Polska nie jest jednak dziwolągiem politycznym, tylko dołącza do krajów, w których różne ośrodki kierownicze mają odmienny pogląd na ważne problemy polityczne. Bywało tak czasem między prezydentem USA i jego sekretarzem stanu albo między premierem i prezydentem Francji w okresie „współzamieszkiwania”.

Polityka 8.2006 (2543) z dnia 25.02.2006; Ludzie i wydarzenia; s. 16
Reklama