Para zarejestrowanych prezydentów Klaus i Kaczyński budzi we mnie taką samą kontrowersję, jaką – w parze zarejestrowanych prezydentów Klaus i Kaczyński – budzi para zarejestrowanych pedałów. Przy czym w Klausie i Kaczyńskim zarejestrowane związki homoseksualne budzą więcej jak kontrowersję, budzą one w nich mianowicie z jednej strony: elementarne obrzydzenie; z drugiej: finezyjną dumę. Pary homoseksualne budzą w parze Klaus Kaczyński obrzydzenie, ponieważ obaj ci światli mężowie stanu uważają pedalstwo za sprzeczne z naturą. Zarejestrowane pary homoseksualne budzą w parze Klaus Kaczyński dumę, ponieważ obaj ci europejscy przywódcy dumni są, że nie dopuszczają do ich rejestracji.
Na tym tle wytworzyła się zresztą pomiędzy prezydentem Czech a Polski – co było widać w relacjach telewizyjnych – sympatyczna rywalizacja: kto mianowicie do rejestracji związków homoseksualnych nie dopuszcza bardziej? Kto bardziej sodomitów pogoni? Klaus czy Kaczyński? Czech czy Polak? Na oko wyglądało, że Czech prowadzi i pewnie wygra, bo wstał i oświadczył, że on – sakra! – własnoręcznie dewiantów pogonił i osobiście – sakra! – zboczeńczą ustawę czeskiego parlamentu zawetował!
Sytuacja była trudna, bo nasz – jak dotąd – żadnej, ani dewiacyjnej, ani zgodnej z naturą, ustawy nie zawetował i nie wiadomo, czy w ogóle kiedykolwiek cokolwiek zawetuje; raczej nie, na razie nie wygląda; chyba że kiedyś brat – jak będzie w humorze – da mu jakąś niedużą ustawę, żeby sobie zawetował; ale to będzie nieprędko – na razie brat jest w złym humorze.
Toteż w obliczu wetującego – kiedy chce i co chce – Klausa, w starciu z jedynowładczym Klausem, któremu żaden drugi Klaus niczego nie podpowiada, nasz rozdwojony nieborak był doprawdy w trudnej sytuacji.