Aleksander Kwaśniewskie zwykł powtarzać, że jest prezydentem wszystkich Polaków. Niezwykle to irytowało niektórych przedstawicieli polskiej opozycji, którzy żywili do niego niechęć trudno niekiedy odróżnialną od najzwyklejszej nienawiści. Bez względu jednak na ich uczucia i poglądy, deklaracja Aleksandra Kwaśniewskiego była prawdziwa. Więcej, stanowiła stwierdzenie elementarnej oczywistości. Głowa państwa, jak z samej nazwy, a dodatkowo z konstytucji wynika, reprezentuje całe państwo, czyli wszystkich jego obywateli. Kwaśniewski był więc ex definitione prezydentem wszystkich Polaków i nie ma tu o co demagogicznych kopii kruszyć. Podobnie Juan Carlos de Bourbon jest królem wszystkich Hiszpanów, Elżbieta II królową wszystkich Brytyjczyków, Jacques Chirac prezydentem wszystkich Francuzów etc. Nie oznacza to, że głowa państwa państwo uosabia. Kiedy Ludwik XIV mówił „Państwo to ja”, nawiązywał do sakralnej wizji monarchii. W jej ramach tylko poddanym władza dana jest w wyniku aktu prawnego, wyboru, majątku czy zasług. Król jest królem mocą sakramentu. Majestat króla Francji jest dany przez Boga, ewentualny majestat poddanych przez króla. Dlatego też król nie umiera nigdy w ciągłości swojej godności („Król umarł, niech żyje król”), a tylko w postaci zasiadającej na tronie.
Ta dumna wizja korony skończyła się wraz z rewolucją lipcową, kiedy władzę we Francji przejął Ludwik Filip nie będący już, jakże istotny to szczegół, królem Francji, ale królem Francuzów, czyli z pomazańca Bożego przeistoczył się w symbol. Innymi słowy stanął w rzędzie wszystkich, bez względu na ich realne uprawnienia, które co kraj są inne, monarchów konstytucyjnych i prezydentów. A co oni symbolizują? Wracamy znowu do casusu Aleksandra Kwaśniewskiego: wszystkich obywateli swoich państw.