Jeszcze rok temu siedemdziesięcioletni wówczas Ronnie Biggs nie miał zamiaru wracać do Wielkiej Brytanii. – Swoje prochy każę w Brazylii rozsypać po całym Rio – moim Rio – mówił odwiedzającym go dziennikarzom w Brazylii. W sierpniu 1999 r., po siedmiu dniach i nocach libacji z okazji 70. urodzin, hucznie obchodzonych w towarzystwie kilku wspólników napadu stulecia, Ronniego zwalił z nóg drugi wylew. Kiedy wkrótce nastąpił trzeci, ze zdrowego, zwalistego faceta, który słynął ze swoich miłosnych podbojów i mocnej głowy, został strzęp człowieka. Prasę obiegły opowieści, że słynny gangster zatęsknił do kraju, do ciepłego piwa i indyjskiego curry na wynos. Redakcje zaczęły gorączkowo odgrzebywać relacje z 8 sierpnia 1963 r.
Napad
Tego dnia o godz. 3.10 nad ranem 15 zamaskowanych mężczyzn zatrzymuje pociąg pocztowy relacji Glasgow–Londyn. Wśród bandytów jest obchodzący wtedy swoje 34 urodziny Ronald Arthur Biggs. Jeden z napastników wali łomem maszynistę w głowę, inny terroryzuje kierownika składu pocztowego karabinem maszynowym. Tworzy się łańcuch mężczyzn w maskach, którzy w milczeniu podają sobie 127 worków pełnych banknotów. 2,6 mln funtów szterlingów znika wraz ze sprawcami. To największy napad rabunkowy we współczesnej historii kraju. W przeliczeniu na dzisiejsze ceny może nawet 100 mln dolarów. Do dziś odzyskano zaledwie niewielką część łupu.
Zuchwałość rabunku pomaga powstaniu legendy wokół jego sprawców, którzy zyskują w niektórych kręgach status bohaterów. Wśród nich jest Ronnie Biggs, aresztowany już w cztery tygodnie po napadzie. Najmłodszy z piątki dzieci kucharza Ronnie ląduje przed sądem po raz pierwszy w wieku 15 lat za kradzież ołówków w sklepie. Próbuje szczęścia jako ochotnik wojsk lotniczych, ale dyscyplina doskwiera mu tak bardzo, że wieje i wkrótce dostaje 6 miesięcy za włamanie do apteki.