Archiwum Polityki

Traffic

[dla każdego]

Cztery Oscary podczas ostatniego rozdania to był sukces, który odebrał blask statuetkom przyznanym faworyzowanemu „Gladiatorowi”, tym bardziej że to właśnie Steven Soderbergh dostał nagrodę za reżyserię. Jak się teraz możemy przekonać, najbardziej zasłużenie. W Stanach film wzbudził wielkie zainteresowanie, głównie z powodu społecznie ważnego tematu, jakim jest przemyt narkotyków i ich dystrybucja, zwłaszcza wśród najmłodszych. Soderbergh opowiada kilka historii równoległych, a losy bohaterów krzyżują się, mimo iż pochodzą oni z różnych sfer. Raz jesteśmy na granicy amerykańsko-meksykańskiej, raz w Białym Domu, a potem znów w zwyczajnym domu z ogródkiem. Mieszkający tu z wzorcową rodziną szef agencji do zwalczania narkotyków (Michael Douglas), co za pech, nie zdążył w porę zorientować się, że jego zdolna córeczka, uczęszczająca do prywatnej szkoły, też jest uzależniona. Dalej mamy narkotykowego magnata, który niespodziewanie aresztowany pozostawia na pastwę losu piękną żonę z dzieckiem i w ciąży. Ale nie rozczulajmy się nad jej losem, wkrótce pokaże, iż potrafi sobie pomóc sama, w każdym razie za wszelką cenę pragnie doprowadzić do likwidacji świadka oskarżającego jej męża. W tej roli Catherine Zeta-Jones, prywatnie żona Douglasa, tu obnosząca swą prawdziwą ciążę. Najlepszy jest jednak Benicio del Toro (Oscar za rolę drugoplanową) w roli prostego meksykańskiego policjanta, który w świecie karteli, korupcji i zdrad pragnie zachowywać się przyzwoicie. Jest to twardziel, ale z ludzką twarzą. Kinomani dostrzegą zapewne w „Trafficu” wpływy poetyki Tarantino, ale nie tylko. Krótko mówiąc, porządny, dobrze opowiedziany i zagrany film o tematyce społecznej, wręcz wzorcowy dla kina początku nowego wieku.

Polityka 20.2001 (2298) z dnia 19.05.2001; Kultura; s. 42
Reklama