1. Czy dziecko pisarza jest bardziej nieszczęśliwe od dziecka, którego tatuś inny wykonuje zawód? A może od innych dzieci szczęśliwsze jest ono? A może nie ma tu żadnej wyjątkowości, może jest ono tak samo jak dzieci innych tatusiów szczęśliwe albo nieszczęśliwe? Magda Dudzińska, córka Stanisława Dygata, jako dziecko pisarza była raczej nieszczęśliwa, które to nieszczęście zaowocowało obecnie książką pt. „Rozstania” (Wydawnictwo Literackie).
2. Dziwny, bardzo dziwny był i jest los pisarski Dygata, dziwność jego polega i na tym, że pokazująca się teraz książka o Dygacie to nie jest żadna monografia historyczno- albo krytyczno-literacka, ale rozliczeniowe dzieło córki, w którym ona z toksycznością tatusia rozlicza się – do końca nie jestem pewien jak – może krwawo, może delikatnie.
3. W sumie to, że o Dygacie ukazuje się akurat skandalizująca konfesja, a nie rzetelna dysertacja naukowa, nie jest wcale dziwne, przeciwnie, w logice Dygatowego życiopisania mieści to się dobrze. Choć oczywiście pisarstwo to godne jest dalej rzetelnego namysłu. Dygat bardzo był inteligentnym, sprawnym autorem, był on już w swoich nieszczęsnych czasach pisarzem europejskim choćby w tym znaczeniu, że uprawiał szlachetną literaturę popularną, bystre układał fabuły, ciekawe opowiadał romanse. Zdawać by się mogło, że czas teraźniejszy mógłby być jego czasem, dlaczego nie jest, nie wiem. Peerelowska była jego europejskość? Peerelowska była jego salonowość? Peerelowskie były jego rozwiązłości i słabości? Nie sądzę. W ogóle nie sądzę, by tym feralnym Peerelem dało się wszystko objaśniać. Niewątpliwie: objaśniający rozmaite negatywności argument Peerelu – z dnia na dzień – słabnie.