Archiwum Polityki

Jęk sprężyn w kanapie

Lecą dwie jaskółki. – Zauważyłaś? – mówi jedna z fruwających – ludzie na nas popatrują. Z pewnością będzie deszcz.

Jeśli kogoś nie zaskoczyła ta odwrotność sytuacyjna, przygotowałem niespodziankę. To znaczy nie ja ją przygotowałem. Wyręczyło mnie życie, najlepszy scenarzysta. Czy mogłem przewidzieć, że na Górze Świętej Anny grupka radykalnych narodowców zacznie wykrzykiwać na widok działacza, też narodowego i radykalnego jak wszyscy diabli:
– Macierewicz do Izraela!!!

Biedny Macierewicz! Żeby takie głosy dotarły do wrażliwych uszu redaktora „Głosu”, to się w pale nie mieści. Biedny Macierewicz! O którym pisano, że ma w oczach błysk damasceńskiej stali. Ale mieszkańcy Izraela również biedni. Wystarczy wyobrazić sobie, co by to było, gdyby Antoni M. naprawdę zjawił się w Ziemi Świętej, powitany na lotnisku im. Ben Guriona transparentem: „Tu nie będziesz mądry!”
– Amhu? – zagaduje przybysza z brodą użytkownik dłuższej bródki.
– Panie, nie zawracaj mi pan głowy! – opędza się były minister.
– Nie mówi pan po hebrajsku? – facet z bródką jest zawiedziony. – Jak panu nie wstyd.
– Wolę się wstydzić niż mówić – odpowiada Antoni M.
– Ma pan rację. Taki dziś upał, że lepiej rozmawiać w jidysz.
– Ja miałbym w jidysz? Wypchaj się pan!
– No dobrze – typek nastawiony jest konsyliacyjnie. – Możemy pogadać po rosyjsku. Kak pażiwajetie, gaspadin Antosza?
– Wszędzie ci ruscy szpiedzy! – Antoni M. odwraca się na pięcie. – Już ja ich znam, tych komuchów, tych deprawatorów, zatruwających duszę narodu, podających w wątpliwość takie wartości jak rodzina, wiara ojców i praojców.

Polityka 20.2001 (2298) z dnia 19.05.2001; Groński; s. 101
Reklama