Archiwum Polityki

Nasza klasa

Najpierw silnik zgasł Lolowi, ale zdążył się katapultować. Rok później ja musiałem się katapultować, a w 2003 r. Andrzej Andrzejewski. Do środowego wieczoru wydawało się, że śmierć można oszukać.

Nazywam się Jerzy Gruszczyński i z drukowanej w gazetach serii 20 zdjęć poległych lotników bliżej lub słabiej znałem większość ludzi. Dwóch z nich to moi przyjaciele ze szkoły lotniczej w Dęblinie. Trzeci, Zdzisław Cieślik, był moim studentem na Akademii Obrony Narodowej. Może gdybym w zeszłym roku nie odszedł z wojska, też bym siedział w tym samolocie. 18 lat temu przeżyłem wypadek na samolocie wojskowym i wiem, jak krótko to trwa. Pocieszam się, że chłopcy nie cierpieli.

Jurek Piłat miał ksywę Lolo. Do dziś nie wiem dlaczego. Jak się spotkaliśmy w Dęblinie, to tak się już na niego mówiło. Jakoś nigdy go o to nie spytałem, choć przez dwa lata mieszkaliśmy w jednym pokoju. Na Andrzeja Andrzejewskiego mówiliśmy po prostu Andrzej i tak każdy wiedział, o kogo chodzi, bo to była dusza towarzystwa i potrafił zawsze jakąś historyjką albo żartem poprawić atmosferę. A czasy były nieciekawe. Przybyliśmy do Dęblina 15 września 1981 r. Wojsko nie miało wtedy za dobrej opinii, ale my chcieliśmy latać. A jak ktoś w tamtych czasach chciał latać, to był skazany na wojsko.

O przyjęcie starało się ponad 2 tys. kandydatów. Na pierwszy rok przyjęli nas około 180. Wiadomo było, że selekcja będzie ostra, więc na początku specjalne więzi się nie tworzyły. Trzeba było najpierw pokazać, na co cię stać. Na drugim roku zaczęło się latanie i to nas bardzo zbliżyło. Emocje były silne. Trzeba było z kimś o tym porozmawiać. A kto nie latał, nie mógł cię zrozumieć. Kiedy inni szli się opalać, my testowaliśmy, ile potu może ci spłynąć po rowku na plecach.

Dostawaliśmy ostro w kość, ale satysfakcja z latania to rekompensowała. Były też inne atuty. Dziewczynom imponowało, że spotykają się z lotnikami. Wszyscy trzej znaleźliśmy sobie żony jeszcze w czasie pobytu w szkole. Lolo poznał Iwonę na jakiejś imprezie, gdzie była kelnerką.

Polityka 5.2008 (2639) z dnia 02.02.2008; Temat tygodnia; s. 14
Reklama