W pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia państwo Nowalscy wybrali się na wesele. Poszli w trójkę: małżonkowie Wiesława (57 lat) i Wiesław (55 lat) z synem Dominikiem (23 lata). Dominikowi towarzyszyła jego dziewczyna Dorota. W domu pod opieką kuzynki pani Wiesławy została 27-letnia córka, od urodzenia niepełnosprawna. Nowalscy mieszkają na warszawskim Mokotowie przy ul. Narbutta. Wesele odbywało się blisko ich domu, w wynajętej szkolnej sali.
Wiesław i Dominik pracują jako taksówkarze w korporacji Sawa Taxi. Wiesława nie pracuje, to głównie ona zajmuje się chorą córką. Rodzina Nowalskich cieszy się dobrą opinią. – To uczciwi i pracowici ludzie – mówi sąsiadka. Obaj Nowalscy nigdy nie byli karani, a nawet notowani przez policję. Spacerująca z psem sąsiadka, która obserwowała, jak ok. godz. 23.30 policjanci wyciągają z domu prawie nagiego (miał na sobie tylko bokserki) i bosego Dominika, pomyślała, że ta noc z 25 na 26 grudnia jest zbyt mroźna, aby gołych ludzi policja wyprowadzała na ulicę. Podczas wesela Dominik szybko się wstawił. – Chłopak nie ma wprawy, alkoholu prawie nie używa – mówi jego matka. – Poczuł się kiepsko, miał nudności, więc poprosiłam Dorotkę, aby odprowadziła go do domu. My z mężem chcieliśmy jeszcze pobyć na weselu, tak rzadko mamy okazję bawić się na imprezach. Po chwili Dorota wróciła, bo Dominik na ulicy zataczał się i nawet przewrócił, a ona sama nie miała tyle siły, aby doprowadzić go do domu. Wiesław i Wiesława, chcąc nie chcąc, przerwali zabawę. Odprowadzili syna do mieszkania. Źle się czuł, miał nudności i narzekał na ból nogi, trzymał się za kolano. W domu poczuł się lepiej, więc zostawili go pod opieką Doroty i wrócili na wesele. Ale niebawem znów zrobiło mu się niedobrze, wróciły nudności, rozbolał go brzuch i czuł ucisk w klatce piersiowej.