W „Tygodniku Powszechnym” sygnał do powstania dał profesor Władysław Bartoszewski. Napisał do przyjaciół, że zwykle się odsuwa, gdy ktoś obrzyga go w tramwaju. A cóż dopiero w gazecie?
W marcu 1995 r. Elżbieta Isakiewicz napisała w „Gazecie Polskiej” o profesorze, że w jego wieku powinien już sobie ziółka parzyć, a nie zajmować się polityką zagraniczną. Więc gdy 12 lat później została w „Tygodniku” koleżanką redakcyjną profesora, ten, odsuwając się, poprosił tylko o wykreślenie swojego nazwiska z Zespołu w redakcyjnej stopce. Żegnając się po 50 latach współpracy prosił też, żeby z tej części historii Polski wykreślono go bez nadmiernego rozgłosu (co się w końcu nie udało).
Polityka
5.2008
(2639) z dnia 02.02.2008;
Ludzie;
s. 98